Radny, a zarazem prezes spółdzielni mieszkaniowej, zadzwonił do komendanta Straży Miejskiej, aby ten nie karał kierowcy źle zaparkowanego samochodu. Teraz radnym zajmie się Komisja Etyki.
Oto jak wyglądało całe środowe zdarzenie.
Godz. 13.30 do biura Straży Miejskiej przychodzi z żoną kierowca źle zaparkowanego samochodu. Kobieta robi karczemną awanturę strażnikom. Grozi interwencją Zbigniewa Tadyniewicza, radnego Rady Miejskiej, a zarazem p.o. prezesa Spółdzielni Mieszkaniowej "Wspólnota”.
Godz. 13.45. Do komendanta straży dzwoni radny Tadyniewicz. - W słuchawce słyszę: szczęść Boże, panie komendancie, przyjdą do pana tacy ludzie i proszę ich nie karać - opowiada kom. Paweł Bakiera.
- W związku z tym, że moim zdaniem była to próba nakłonienia nas do odstąpienia od czynności służbowych, sporządziliśmy stosowną notatkę.
- Około 13 przyszli do mnie zdenerwowani ludzie i narzekali, że zostaną ukarani. A przecież trwa budowa garaży i nie ma miejsc parkingowych - tłumaczy Zbigniew Tadyniewicz. - Czuli się poszkodowani, dlatego obiecałem im, że spróbuję zainterweniować. Zresztą nie rozumiem, dlaczego Straż Miejska karze ludzi parkujących na spółdzielczym trawniku.
- Interesujemy się parkowaniem na spółdzielczym trawniku, bo tak w lipcu było ustalone ze wszystkimi prezesami spółdzielni - twierdzą strażnicy. - Możemy ścigać osoby dopuszczające się wykroczeń na spółdzielczych terenach, szczególnie kierowców niszczących trawniki. - Nie było żadnych ustaleń - upiera się Tadyniewicz. Tymczasem w SM "Skarbek” potwierdzają wersję strażników, i nawet dodają, że przekazali SM wykaz swoich działek.
- Radny nie może zmuszać strażników do odstąpienia od czynności służbowych - mówi Kazimierz Gruszczyk, przewodniczący Komisji Etyki Rady Miejskiej w Łęcznej i obiecuje zająć się tą sprawą.
Tym bardziej że interwencje strażników zwykle kończą się na pouczeniu.