Pan Krzysztof ma ponad hektar pszenicy. Ale nie może jej wykosić, bo na pole nie da się wjechać kombajnem. Dojazd zatarasował pan Ryszard, sąsiad.
Na pole Krzysztofa Różyckiego prowadzi kilkusetmetrowa polna droga, biegnąca między polami kilku mieszkańców Kłodnicy Górnej. Pech chciał, że właścicielem dwóch kawałków ziemi położonych po obu stronach drogi jest Ryszard Gałat. A ten dwa lata temu ogrodził swoje posesje płotem. Na przejazd pozostawiając jedynie - wymagane ustawowo - 2 metry.
- 2 metry to o połowę za mało, że zmieścił się kombajn - tłumaczy pan Krzysztof. - W zeszłym roku Gałat przepuścił kombajn do mojego pola przez swoje podwórko. W tym nie chce tego zrobić.
- Nie ma mowy - odpowiada pan Ryszard. - Różycki najpierw zaorał drogę, a teraz chce przejazdu. I jeszcze "Dziennikiem Wschodnim” będzie mnie straszył. Już ja mu pokażę sprawiedliwość - dodaje. - Do księdza pójdę. I na policję.
Policja już u obu panów była. I to wiele razy. - W zeszłym roku Gałatowi uciekły dwie krowy. Różycki wezwał policję. Gałat zapłacił mandat - opowiada jeden z sąsiadów obu panów. - W tym roku policja interweniowała, bo Różycki miał zaorać Gałatowi kilkunastocentymetrowy pas pola - dodaje inny z sąsiadów. - I tak jest od lat.
- W ciągu ostatnich 10 czy 12 lat u Różyckiego interweniowaliśmy ze trzydzieści, a u Gałata ze dwadzieścia razy - potwierdza Zenon Madzelan, wójt gminy Borzechów, na terenie której leży Kłodnica Górna. - Z powodu tych dwóch panów w tym roku miałem w Kłodnicy już dwie interwencje.
Ale w sprawie wąskiej drogi wójt rozkłada ręce. - To sąsiedzki trakt między polami. Powinni to załatwić między sobą - podkreśla. Ale dodaje, że szanse na porozumienie są znikome. - Obaj panowie to pieniacze - mówi Madzelan. - Tyle, że Gałat jest pieniaczem na zawołanie. A u Różyckiego pieniactwo przerodziło się już chyba w chorobę.
To przez protesty tego drugiego, gmina musiała zmieniać dokumentację projektową wodociągu, gazociągu i linii telefonicznej. Tak, żeby nie biegły obok posesji Różyckiego. - Stwierdził, że nie chce telefonu, bo ktoś go będzie podsłuchiwał, a gazociągu, bo wybuchnie - opowiada wójt. - On się skonfliktował już z całą wsią - dodaje żona Gałata.
- Nieprawda. Z nikim oprócz Gałata nie mam problemów - odpowiada Różycki. - A ten nie chce mnie dopuścić do mojego pola, bo się mści. Dziesięć lat temu kupiłem działkę tuż obok jego gospodarstwa, na którą on miał ochotę, bo poprzedni właściciel nie chciał mu jej sprzedać.
- Na pieniactwo chyba nie ma rady - podsumowuje całą historię wójt Madzelan.