Lubelszczyznę, to wciąż odkrywa w niej nowe magiczne miejsca. Fascynuje go pogranicze, wędruje przez uroczyska Polesia, ale najlepiej czuje się w nostalgicznym Pobużu. – To jest moje magiczne miejsce – mówi krótko Stanisław Turski.
Kiedy ojciec kolejarz wziął w posiadanie stację Wałcz, wyemigrował na Pomorze. W 1960 roku osiedlił się w miejscowości Kanie koło Rejowca. Potem ojciec wybudował gniazdo rodzinne w Świdniku. Skończył technikum kolejowe, później geografię na UMCS. Żona jest geografem, córka jest geografem… Zięć też jest geografem.
Sam mieszka w Lublinie, jest dyrektorem Lubelskiego Ośrodka Informacji Turystycznej. Jak tylko może, wyrywa się do swojej ostoi w Kazimierzu. Ze stuletniego modrzewiowego wąwozu wyciąga stół i kontempluje przyrodę. – W swoich wędrówkach po Lubelszczyźnie szukam takich miejsc, gdzie można kontemplować naturę. Spotkać serdecznych ludzi. Zachwycić się cudem przyrody, zasmakować w miejscowej kuchni. Takie miejsca powinniście pokazać w przewodniku "100 cudów Lubelszczyzny” – mówi Stanisław Turski.
Szczo pany howorite?
Znał wszystkie stacje po kolei. Czekał na Puławy, na której stał rozklekotany autobus. – Jechało się piękną trasą do Kazimierza. Wiedziałem, że jak już dojadę na miejsce, pierwsze co zrobię, pójdę na drzewa czereśniowe.
Smaku kresów spróbował w Kaniach koło Rejowca. Zauważył, że ludzie zaciągają. I nie mówią oset, tylko bodiak. W technikum kolejowym wziął udział w pieszym rajdzie na Pojezierze Łęczyńsko-Włodawskie. Wysiadł z autobusu w miejscowości Bezwola. Stamtąd przez Przewłokę, Sosnowicę, wyruszył na Polesie.
Polesie zrobiło na nim piorunujące wrażenie. W jednej ze stodół zdjął z kołka wojskowy szynel, żeby podczas snu ochronić się przed zimnem. – Zobaczyła to gospodyni i mówi: Szynel po partyzantach został – opowiada. – A jak się koło Dębowej Kłody miejscowego zapytało o drogę, mówił: "Szczo pany howorite?”.
313 km wzdłuż Wieprza
Szwajcaria Podlaska
Kocha miejsca związane z przełomami rzek. Tak jest w przypadku Szwajcarii Podlaskiej. Początek malowniczego przełomu Bugu zaczyna się miejscowości Neple, gdzie do Bugu wpada Krzna. Razem tworzą szeroką kwiecistą łąkę, na której biwakują turyści. Dalej Bug tworzy malowniczy kanion. – Tak piękny, że kręcono tu sceny do filmu "Nad Niemnem” – mówi Turski. Malownicza wieś ma swój odpowiednik po drugiej stronie Bugu. Można zobaczyć tu zagadkową kamienną babę, lamus zwany skarbcem i pawilon, w którym car Aleksander I spotykał się z piękną żoną właściciela dóbr. W Neplach można wejść na wieżę widokową, która pozwala na ogarnięcie rozległych terenów Białorusi.
Pobuża czar
Pobuże to część Wyżyny Wołyńsko-Podolskiej, która prawie w całości leży na terytorium Ukrainy. W Polsce znajduje się tylko mały fragment regionu, zwany Równiną Bełską. Jak zacząć wyprawę po lubelskim Pobużu? – Trzeba dojechać do Dołhobyczowa w gminie Hrubieszów i udać się do Siedlisk. Tam znaleźć kwaterę agroturystyczną, przenocować i rano wyruszyć na wyprawę – zachęca Turski. Po drodze są kapliczki katolickie i greckokatolickie. Chrystusy rozwieszone na krzyżach bruśnieńskich. Biedna cerkiew w Sulimowie, największa drewniana cerkiew na Lubelszczyźnie we wsi Dłużniów, opuszczona cerkiew w Mycowie, stepowa roślinność, ostry, suchy wiatr z Ukrainy. – I nagrobki. Na jednym z nich przeczytałem: "Najlepszej żony, sąsiadki, matki tu ciało leży, co wdziękiem cnoty wszystkich zachwycało”.
Pobuża nie da się opisać słowami. Dobra fotografia odda tylko część klimatu. Tam trzeba pojechać, zostać na weekend i smakować każdą minutę. Sprawdzić, jak smakuje kawałek Ukrainy.