Niedźwiada czy Świdnik? Spór o lokalizację pierwszego na Lubelszczyźnie portu lotniczego wydaje się nie mieć końca. A lotniska jak nie było, tak nie ma.
Dyskusja, jak to wśród fachowców od awiacji, stała na wysokim poziomie. Zbigniew Lewartowicz, znany dotąd z takich pomysłów, jak utworzenie wojewódzkich linii lotniczych, przekonywał, że latanie nie musi być drogie: Samolot w czasie lotu prawie nie spala paliwa – ogłosił.
Zareagował Dariusz Krzowski, wiceprezes konkurencyjnej spółki Port Lotniczy Lublin w Świdniku: O ile mi wiadomo, samolot w czasie lotu spala 1,5 tony paliwa na godzinę. I wygłosił konkurencyjny pogląd, że „bez paliwa nie da się latać”.
Ale najwięcej emocji wzbudziła dyskusja nad tym, które lotnisko jest regionowi bardziej potrzebne. Zwolennicy Niedźwiady zarzucili spółce ze Świdnika niezaradność. – Sześć lat zmarnowaliście – grzmiał Wojciech Włodarczyk, prezes giełdy w Elizówce. – Wasze lotnisko jest wirtualne. Nie macie gruntów. Nie ma gdzie wylądować.
Czy lepiej jest w Niedźwiadzie? Tam trzeba najpierw wykupić ziemię od rolników, a do tej pory województwo nie kupiło ani centymetra gruntu.
Nieoficjalnie dowiedzieliśmy się, że w samym Zarządzie Województwa, dotąd gorącym orędowniku Niedźwiady, nie ma zgody, co do lokalizacji lotniska. Dwóch członków zarządu jest za Niedźwiadą, jeden za Świdnikiem. Jednemu jest to obojętne. Nieznane jest stanowisko piątego „marszałka”, bo po wypowiedziach Lewartowicza zaczął się wahać.