Ludzkie tkanki, zakrwawione opatrunki, zużyte igły i strzykawki jechały z całej Lubelszczyzny na ulicę Jaczewskiego w Lublinie.
- Właśnie ją zamykamy, ponieważ bezpieczeństwo pracowników było zagrożone - mówi Marian Przylepa, dyrektor szpitala. - Zostawiliśmy tylko dwa urządzenia kupione za własne pieniądze. Będą pracować na potrzeby naszego szpitala. Pozostałe wymagały wymiany na nowe, na które nie mamy pieniędzy. Potrzeba 5-6 mln złotych. Urząd Wojewódzki oraz Uniwersytet Medyczny nie są zainteresowane zainwestowaniem.
Spalarnia przyjmowała odpady z całego regionu. - Utylizowaliśmy odpady po kosztach. Pod takim warunkiem Wydział Ochrony Środowiska Urzędu Wojewódzkiego kupował kiedyś do niej wyposażenie - mówi Przylepa. - Jednak awarie sprzętu zdarzały się coraz częściej. Aż zaczęły zagrażać bezpieczeństwu ludzi.
Spalarnia przerabiała 2,7 ton odpadów na dobę. Korzystały z niej szpitale, przychodnie, gabinety stomatologiczne i lekarskie. - Już dostały wypowiedzenia umów bądź dostaną niebawem - mówi Marta Podgórska, rzecznik prasowy szpitala klinicznego nr 4 w Lublinie. - Chociaż spalarnia już nie spala, do końca roku będzie zbierać odpady od kontrahentów i wywozić do spalarni pod Kraków. Musimy się wywiązać z umów.
Spalarnia z Jaczewskiego dzieliła lubelski rynek odpadów medycznych z firmą Utylimed mieszczącą się przy szpitalu MSWiA w Lublinie. Ta druga jednak utylizuje odpady w sposób chemiczny, nie spalając ich. Ma czasową decyzję wojewody na działalność. - Mamy pozwolenie na działalność do końca roku. Ja bym nie przesądzał, że tamta spalarnia przestaje działać - mówi jeden z pracowników. - Czy miasto i województwo pozwolą sobie na pozbycie się jedynej spalarni w regionie? Nie sądzę. Sposób termiczny to jedyny dopuszczony prawem.
(STEP)