Ludzie prosili starostę o remont drogi, która przecina ich miejscowość. Ale zamiast nowej nawierzchni doczekali się… zamknięcia drogi. Każdy, kto do nich zmierza, musi starać się o przepustkę na przejazd.
Z tego powodu kilka dni temu przy wjeździe na zniszczony odcinek drogi stanęły zakazy wjazdu dla samochodów. Zakaz nie dotyczy mieszkańców, ale właścicieli położonych tam działek czy przejezdnych już tak.
– Od lat prosiliśmy starostwo o remont tej drogi. Za to teraz zrobili zakaz wjazdu. To jakaś głupota – komentuje jeden z mieszkańców Miłocina (prosi o anonimowość). I dodaje z kwaśnym uśmiechem: Teraz czujemy się jak aborygeni zamknięci w rezerwacie.
Zniszczona i zamknięta droga to kłopot nie tylko dla mieszkańców Miłocina. Wiosną i latem wiele osób z Lublina korzystało z niej, żeby skrótem dojechać do Nałęczowa czy Kazimierza.
– Drogowcy postawili zakaz wjazdu, bo w ten sposób chronią się przed odpowiedzialnością, gdy ktoś urwie na wertepach koło. Obiecywano remonty, a kończyło się na doraźnym łataniu dziur. Zresztą, wypełnienia rozsypywały się po dwóch tygodniach – opowiada nam Leszek Męczyński, który ma działkę przy feralnej drodze.
Męczyński usłyszał w podlegającym staroście Zarządzie Dróg Powiatowych, że potrzebuje przepustki, żeby przejechać drogą. Tak jak każdy obcy, np. hydraulik czy znajomy, który chce się dostać do jakiejkolwiek posesji przy dziurawej drodze.
– Jeśli policjant zatrzyma kierowcę bez naszego zezwolenia, to wypisze mandat (250 zł i 5 pkt karnych – red). A jak ktoś spoza mieszkańców uszkodzi samochód, to my nie wypłacimy odszkodowania, bo po co się tam pchał, skoro jest zakaz wjazdu? – mówi Janusz Watras, dyrektor Zarządu Dróg Powiatowych.
Pytamy, co zrobić, kiedy urząd jest zamknięty i nie ma możliwości zdobycia przepustki?
– Trzeba podjąć jakieś ryzyko, a my ewentualnie pomożemy później sprawę załatwić. Podejrzewam, że i tak każdy będzie jeździł. Policja ma ważniejsze sprawy na głowie, niż stać przy znaku i pilnować wjazdu na drogę.
Watras mówi, że przebudowę drogi – wzmocnienie podbudowy i położenie dwóch warstw asfaltu – planują od dawna, ale brakuje pieniędzy.
– Mieszkańcy narzekają i trudno się dziwić, bo droga jest w bardzo kiepskim stanie – przyznaje Robert Wójcik, członek Zarządu Powiatu Lubelskiego. I obiecuje: Jeszcze w tym roku, ale raczej w jego drugiej połowie, zajmiemy się sprawą. Pieniądze mamy zabezpieczone, my wyłożymy 500 tys. zł, a gmina Jastków drugie tyle.
Koszt prac na ok. 1,4 km powiat oszacował na 1,2 mln zł. Urzędnicy starosty liczą jednak, że podczas przetargu cena spadnie do miliona złotych.