Kto wpisał PRL-owskie bloki do rejestru zabytków? Tego już nikt dziś nie pamięta. Ale mieszkańcy mają tej sytuacji serdecznie dość. Bo bez zgody konserwatora nie mogą praktycznie nic zrobić w mieszkaniach.
Nie wszystkim jednak do śmiechu z tego powodu. - Mamy przez to same kłopoty. Nic nie możemy przebudować, bo to jest strefa zabytkowa. A jakie tu są zabytki? Bloki i trawa? To jakaś głupota - oburza się pan Witold z ul. Kraszewskiego.
Trudności mają także ludzie prowadzący własny biznes. - Jak przebudowywałam sklep, musiałam się starać o zgodę konserwatora na wszystkie prace. Tyle formalności trzeba było załatwić, a to przecież jest zwykłe osiedle - dziwi się Jadwiga Czopek, właścicielka sklepu spożywczego przy ul. Kraszewskiego.
Na ostatniej sesji Rady Miasta problemem mieszkańców zajęli się opolscy radni. - Trzeba wyłączyć pewne obszary spod nadzoru konserwatorskiego. Mieszkańcy, którzy na tym terenie mają działki, w przypadku każdej inwestycji są narażeni na walkę z biurokracją i dodatkowe koszty - przekonywał radny Ireneusz Lenartowicz.
Burmistrz Opola Lubelskiego obiecał rozpocząć rozmowy w tej sprawie z wojewódzkim konserwatorem zabytków. - To jest wielki problem. Rozumiem, że nadzorem konserwatora jest objęty pałac Lubomirskich, kościół i dawny klasztor Pijarów czy inne ważne opolskie zabytki. Ale dlaczego w tej strefie znajdują się również bloki przy ul. Kraszewskiego? - zastanawia się burmistrz Dariusz Wróbel.
Wojewódzki konserwator zabytków już zajął się sprawą. Skierował do konserwatora generalnego wniosek o wykreślenie części obiektów w Opolu Lubelskim z rejestru zabytków. - Ktoś kiedyś wpisał ten teren jako część zespołu pałacowego, który znajduje się obok. Ale przecież obszar, na którym stoją bloki z lat 60. i 70. nie ma wartości zabytkowych. Pora to w końcu uporządkować - tłumaczy Dariusz Kopciowski, zastępca wojewódzkiego konserwatora zabytków.