Dwoje dzieci i ich matka trafiły do szpitala po zatruciu tlenkiem węgla. Nieprzytomnych z płonącego domu wyniósł ojciec.
– Sławek przybiegł do mnie. Krzyknął: wuju pomóż, bo w domu dzieje się coś złego – opowiada Stanisław Kwiecień, sąsiad rodziny. – Siekierką wyłupał dziurę w drzwiach i tak wszedł do środka. Tuż za progiem leżała jego nieprzytomna 34-letnia żona.
Pan Stanisław pomógł wynieść kobietę na zewnątrz. Pomocy zaczął jej udzielać inny sąsiad. W tym czasie ojciec wbiegł do środka po dzieci. Nie miał łatwego zadania, bo cały dom był kompletnie zadymiony.
Okazało się, że 6-letni chłopiec również był nieprzytomny. Na miejscu lekarze musieli go reanimować. Do kliniki zabrał go śmigłowiec. 4-letnia dziewczynka i jej matka pojechały do szpitala karetką pogotowia.
– Kiedy przybyliśmy na miejsce, mieszkanie było całkowicie okopcone. Wielkiego pożaru wprawdzie nie było, jednak dym spowodował znacznie większe zagrożenie. Poszkodowane osoby zatruły się tlenkiem węgla – mówi st. kpt. Ryszard Starko, rzecznik Państwowej Straży Pożarnej w Lublinie.
Sześciolatek był w najcięższym stanie. Wczoraj leżał jeszcze na oddziale intensywnej terapii Dziecięcego Szpitala Klinicznego w Lublinie. Dziewczynka i jej matka również pozostały w szpitalu.
Strażacy ustalają przyczyny pożaru. – Najprawdopodobniej doszło do zwarcia instalacji elektrycznej – mówi Starko.
W tym roku strażacy odnotowali już 5 ofiar śmiertelnych oraz 53 osoby poszkodowane w wyniku zatrucia tlenkiem węgla.
Konieczne są regularne kontrole kominów, przewodów wentylacyjnych, urządzeń grzewczych oraz szczelności pieców kaflowych. – Warto też instalować w domach czujniki tlenku węgla i dymu. Ich cena waha się od kilkudziesięciu do ok. 100 zł – radzi st. kpt Ryszard Starko.