Zwrotu pieniędzy za bilet lotniczy domagać się będzie od kolei ojciec jednej z pasażerek, która przez niedawny strajk kolejarzy nie zdążyła na samolot. – Córka zawróciła do Lublina i musiała kupić nowy bilet za około 300 złotych – mówi Andrzej Kasprzak z Lublina.
Przewoźnicy kolejowi wiedząc o planowanej blokadzie, która miała odbyć się w Lublinie zdecydowali, że pociągi wyjadą z Motycza i tam autobusami zawozili pasażerów czekających na lubelskim dworcu. Gdy dowiedzieli się o tym związkowcy, przenieśli blokadę do Motycza i uniemożliwili tym samym odjazd składów. Ucierpieli pasażerowie.
– Córka miała pospiesznym do Wrocławia dojechać do Kielc, gdzie miała przesiadkę do Krakowa – opowiada pan Andrzej Kasprzak, mieszkaniec Lublina. – Kiedy pociąg utknął w Motyczu okazało się, że córka, nawet jeśli dojedzie do Kielc, nie będzie mieć już żadnego połączenia do Krakowa, którym mogłaby zdążyć na samolot.
Pan Andrzej wystąpił już z reklamacją do spółki PKP Intercity, która wysyła w trasę pociągi. Przewoźnik unika jasnych deklaracji, ale nie wyklucza, że – choć to nie jego pracownicy blokowali tory – to pokryje koszty dodatkowego biletu lotniczego.
– To nie my zawiniliśmy, bo dołożyliśmy wszelkich starań, żeby uruchomić pociągi, ale nie chcemy też, żeby podróżny musiał zastanawiać się do kogo powinien kierować się z reklamacją – mówi Paweł Ney, rzecznik PKP Intercity.
– Ciężko powiedzieć, czy automatycznie będziemy uznawać takie przypadki. Na pewno każdy z nich będziemy rozpatrywać indywidualnie. Reszta to kwestia porozumienia między spółkami kolejowymi – dodaje.