36-letni Mirosław z Janopola pod Rykami twierdzi, że już by nie żył, gdyby nie policjanci. Ostatkiem sił zadzwonił pod 997. Mundurowi znaleźli go leżącego w polu na śniegu.
We wtorek wieczorem pan Mirosław wracał od kolegi. Do domu miał półtora kilometra przez zaśnieżone pola. Około godziny 22 zasłabł. Nie mógł iść dalej.
– Dyżurnemu komendy w Rykach zdołał jedynie podać swoje imię i nazwisko – opowiada Janusz Wójtowicz, rzecznik KWP w Lublinie. – Mówił, że upadł gdzieś w okolicach Janopola.
Policjanci pojechali na ratunek. Sprawdzili drogi, ale nikogo nie zauważyli. Dzwonili do poszukiwanego, który mówił, że czuje się coraz gorzej. Nie potrafił jednak określić, gdzie się znajduje.
– Dobrze, że położył się przy mnie pies. On mnie trochę ogrzał – opowiada pan Mirosław.
Policjanci od rodziny poszukiwanego dowiedzieli się, że jest chory na cukrzycę i liczy się każda chwila. Zaczęli przeszukiwać okolicę. Zauważyli go w pobliżu nieczynnej rzeźni niedaleko Kłoczewa. Wezwali pogotowie. – Po kilku zastrzykach wróciłem do siebie – cieszy się uratowany. (er)