Przewodniczący Rady Gminy chce wakacji dla wójta, bo ten ma kilkadziesiąt zaległych dni urlopu.
Wójt Markuszowa Andrzej Rozwałka przez ostatnie trzy lata sprawowania urzędu uzbierał aż 69 dni zaległego urlopu. Mieszkańcy gminy wybrali go ponownie, dlatego teraz należy mu się ekwiwalent za niewykorzystany urlop (w sumie ok. 22 tys. zł). Wójt zdecydował jednak, że wykorzysta zaległy urlop, ale zrobi to w czasie najbliższych trzech lat. Przygotował nawet specjalny harmonogram, który przedstawił przewodniczącemu Rady Gminy. To właśnie on jest w Markuszowie formalnie pracodawcą wójta.
I nie byłoby żadnego kłopotu, gdyby przewodniczący nie zażądał od wójta wykorzystania od razu całego urlopu. Ale gdyby tak się stało, najważniejszej osoby w gminie nie byłoby w pracy przez blisko trzy miesiące.
- Przez ostatnie tygodnie trwały prace nad budżetem. Nie mogłem zostawić gminy - mówi Andrzej Rozwałka, wójt Markuszowa. Wójt obawiał się, że w czasie jego nieobecności rada zmieni budżet nie po jego myśli.
Z problemem wyegzekwowania wójtowego urlopu przewodniczący rady zwrócił się do Urzędu Wojewódzkiego w Lublinie. Dyrektor tutejszego Wydziału Nadzoru i Kontroli nie zajął jednak stanowiska w tej sprawie, tłumacząc, że kwestia należy do sfery prawa pracy.
Według Okręgowej Inspekcji Pracy wójt nie powinien teraz przychodzić do pracy. - Orzeczenie sądu w tej sprawie jest jednoznaczne. Pracodawca może wysłać pracownika na zaległy urlop, nawet bez jego zgody - mówi Krzysztof Sudoł, rzecznik OIP w Lublinie. - Ale musi być konsekwentny. Teraz powinien uniemożliwić pracownikowi przychodzenie do pracy.
Przewodniczący Rady Gminy nie chce korzystać z rozwiązań siłowych. - Przecież nie stanę w drzwiach i nie zablokuję wejścia do urzędu. Będę przekonywał wójta, żeby poszedł jednak na urlop i nie przychodził do pracy.