Nikt nie będzie nami handlował! – oburzają się właściciele busów w Kraśniku. Nie podoba im się, że PKS sprzedał przystanek prywatnemu przedsiębiorcy. Wolą płacić więcej, byle do państwowej kasy.
Plac przy dworcu głównym, gdzie znajduje się przystanek busów, kraśnicki PKS wystawił na przetarg. Cena czteroarowej działki to 200 tys. złotych. Nabywca wpłacił już wadium – 20 tys. złotych. Jednak kraśniccy busiarze zapowiedzieli, że nie podpiszą umów z nowym właścicielem. Dlaczego? Nie podoba im się, że ktoś kupił działkę razem z prowadzonym tam interesem.
– Zostaliśmy przehandlowani razem z placem. Co to za praktyki! – nie kryje oburzenia jeden z przewoźników.
Postawy busiarzy nie rozumie ani kierownictwo kraśnickiego PKS, ani nowy właściciel działki.
– Nawet się nie znamy się, a oni nie chcą ze mną rozmawiać. Mówią, że nie będą płacić prywaciarzowi. A oni to niby kim są? – denerwuje się Jerzy Barszcz, przedsiębiorca z Kraśnika i nowy właściciel placu. – Nic z tego nie rozumiem. Przecież gwarantuję niższą cenę i deklaruję, że nie wpuszczę więcej przewoźników – dodaje.
Barszcz złożył już przewoźnikom swoją ofertę. Za każdy wjazd busa liczy sobie 1 zł 22 gr. Cena nie zmieni się przez trzy lata. Potem stawka wrośnie o 20 groszy. Dziś busiarze płacą więcej – 1 zł 70 gr.
– Kompletnie tego nie rozumiem. Jest szereg argumentów za i żadnego przeciw dla takiego rozwiązania – dziwi się Waldemar Toporowski, zarządca komisaryczny w kraśnickim PKS.
Tymczasem busiarze szukają innego miejsca na przystanek. Chcieli zatrzymywać się przy ul. Jagiellońskiej, ale nie zgodziło się na to Starostwo Powiatowe w Kraśniku. Teraz wystąpili do Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad z prośbą o zlokalizowanie przystanku przy ul. Narutowicza.
– O to samo pytał już pan Barszcz. Wydaliśmy opinię negatywną. To miejsce na przystanek się nie nadaje. Za duży byłby ruch samochodów i pieszych. Ale ostateczna decyzja należy do oddziału w Lublinie – mówi Henryk Wereski z GDDKiA.
Na razie rozmowy stanęły w miejscu. Jeżeli przewoźnicy nie porozumieją się nowym nabywcą, straci on wadium. – Planowałem, że będzie tu przystanek. Do niczego innego ten plac się nie nadaje. Wolę stracić 20 tys. niż bez sensu zainwestować dziesięć razy tyle – stwierdza Barszcz.