Przewodniczący Rady Gminy w Konopnicy ma na koncie jazdę samochodem po pijanemu, ucieczkę przed policją i start w wyborach wbrew prawu. Mimo to, dzięki korzystnej opinii prawnika, dalej będzie reprezentował wyborców.
Radny bezkarny
Andrzej D. wystartował z powodzeniem w ostatnich wyborach samorządowych. Dostał się do rady, a potem został nawet jej przewodniczącym. Szkopuł w tym, że z ciążącym na nim wyrokiem nie miał prawa kandydować. Zataił jednak tę informację przed Krajowym Biurem Wyborczym.
Chodzi o decyzję sądu z 2005 r. warunkowo umarzającą na dwa lata postępowanie przeciw radnemu. Wymiar sprawiedliwości zajmował się działaczem PSL, bo jechał po alkoholu a zatrzymany przez patrol uciekał dalej pieszo.
Początkowo wydawało się, że kłamstwo zakończy karierę samorządowca. Wojewoda Genowefa Tokarska (PSL) w kwietniu wezwała radnych z Konopnicy, żeby odebrali mu mandat. Nie zgodzili się. W takim przypadku wojewoda powinna wydać tzw. zarządzenie zastępcze. Ale nie zrobiła tego.
- Pojawiły się wątpliwości, a wojewoda wydaje zarządzenie, kiedy ma stuprocentową pewność - mówi Małgorzata Tatara-Trąbka, rzecznik wojewody.
Wątpliwości zasiała opinia przygotowana dla gminy Konopnica przez prof. Dariusza Dudka z Katedry Prawa Konstytucyjnego KUL.
Zwrócił on uwagę, że Andrzej D. już nie figuruje w rejestrze skazanych. - A my nie możemy odebrać mu mandatu, powołując się na "zatarty” wyrok - tłumaczy Cezary Widomski, szef Wydziału Nadzoru i Kontroli w Urzędzie Wojewódzkim.
Czy wojewoda spojrzała przychylnie na sprawę Andrzeja D., bo to jej kolega z PSL?
- W żadnym wypadku. Nie mieliśmy mocnych podstaw, żeby wygasić mandat - powtarza Tatara-Trąbka.
- To skomplikowany problem, proszę przesłać pytania na piśmie, przygotujemy opinię - komentuje Lech Gajzler z Państwowej Komisji Wyborczej.
Tymczasem prokuratura oskarżyła Andrzeja D. o użycie podstępu w celu znalezienia się na liście wyborczej. Jej stanowisko jest następujące: Żeby wystartować w wyborach, kandydat musiał pisemnie potwierdzić w Krajowym Biurze Wyborczym, że może ubiegać się o mandat radnego. Andrzej D. tak zrobił, choć na oświadczeniu miał wyraźnie napisane, że w jego wypadku start jest zabroniony.
Samorządowiec nie przyznaje się do winy. Podczas pierwszej rozprawy tłumaczył, że nie wiedział, że nie może startować w wyborach. Twierdzi, że nie znał ordynacji wyborczej i nie przeczytał oświadczenia, które podpisał.
Andrzej D. nie chciał z nami rozmawiać. Rozłączył się w chwilę po odebraniu telefonu.