Wicestarosta zamojska odwiedziła nas na trasie częstochowskiej pielgrzymki.
Do oddalonego o 200 kilometrów Staszowa przyjechała służbowym autem.
Na wyjazd zgodził się starosta zamojski Henryk Matej (PSL). Do Staszowa jeździł w zeszłym roku. - Taki mamy zwyczaj, by na półmetku pielgrzymki odwiedzać pielgrzymów. Koszt to tylko tyle, co zakup benzyny - wyjaśnia Matej.
Po co takie wyjazdy? - To wyjątkowa uroczystość, piękny Apel Jasnogórski i możliwość spotkania z ponad dwoma tysiącami pątników z naszego powiatu - tłumaczy Bogumiła Hildebrandt (LPR), wicestarosta zamojska. Dodaje, że podobnych gości w Staszowie bywa więcej.
Sprawdziliśmy. Pątników na pewno nie odwiedza starosta hrubieszowski Józef Kuropatwa (PSL). - Pierwsze słyszę o czymś takim - mówi. Nie ma takiego zwyczaju ani starosta tomaszowski, ani prezydent Lublina, ani prezydent Chełma.
Starosta biłgorajski Marek Onyszkiewicz (PiS) na pielgrzymce był dwa lata temu. Pojechał prywatnie, do dziecka. Ale przyznaje, że jego zastępca z LPR i wielu innych "kolegów po fachu” bywa w Staszowie.
Ten obyczaj praktykują np. władze powiatu chełmskiego i Zamościa. - Co w tym nadzwyczajnego? - dziwi się Karol Garbula, rzecznik prezydenta Zamościa. - W dobrym tonie jest pożegnać naszych pielgrzymów, gdy wychodzą z miasta. Przyjęło się też spotkanie z nimi w Staszowie.
- Od was dowiaduję się o tym obyczaju - zapewnia wieloletni radny Zamościa Jerzy Nizioł (SdPl). - Udział w pielgrzymce to nic złego. Ale czemu taka wizyta ma być finansowana z publicznych pieniędzy?
Jeszcze bardziej zdziwieni są ci, do których oficjele ruszają w służbowe podróże. - Jakoś nie zanotowałam obecności żadnej ważnej osoby - mówi 20-letnia Magda z Zamościa, która już cztery razy pielgrzymowała na Jasną Górę. - Dla nas ważne są odwiedziny bliskich, którzy przywożą coś dobrego do jedzenia, a odjeżdżając, zabierają np. brudne ubrania.