Podczas sobotnich pokazów lotniczych w Radomiu zderzyły się dwa samoloty z zespołu akrobacyjnego „Żelazny”.
- Zderzenie trwało ułamki sekund, pół minuty spadały szczątki samolotów. Zapadła grobowa cisza - opowiada naoczny świadek katastrofy Krzysztof Papierz, informatyk z Lublina.
Ppłk Jerzy Leń, dowódca zespołu akrobacyjnego Biało-Czerwone Iskry z Dęblina mówi: To wszystko wygląda na nieszczęśliwy zbieg okoliczności. Bardzo dobrze znałem Lecha Marchelewskiego. Był niezwykle życzliwym człowiekiem i bardzo dobrym pilotem.
Robert Kowalik, mistrz Polski w akrobacji samolotowej, po wypadku rozmawiał z wieloma pilotami. - Moim zdaniem zawinił Lech Marchelewski. To nie tylko moja opinia. On znalazł się za wysoko w stosunku do pozycji swoich kolegów. Powinien był w takiej sytuacji odbić mocno w górę. Pozostałych dwóch pilotów, którzy uczestniczyli w "mijance” nie mogło zwracać uwagi na Marchelewskiego, bo w tej konkretnej figurze ich obowiązkiem było patrzeć tylko i wyłącznie na siebie - mówi Robert Kowalik.
Lech Marchelewski, emerytowany pułkownik lotnictwa wojskowego, dyrektor Liceum Lotniczego w Zielonej Górze oraz pilot cywilnej linii pasażerskiej Sky Express, był twórcą zespołu "Żelazny”. Air Show w Radomiu miał być jego pożegnalnym występem w zespole.
W Radomiu i Zielonej Górze ogłoszono trzydniową żałobę. Na oficjalny komunikat nt. przyczyn katastrofy trzeba będzie poczekać co najmniej pół roku. (jp - Radom, mm, mmd)