Marian Starownik, lubartowski starosta, dojeżdża do pracy służbową vectrą z kierowcą. Dziennie robi 60 kilometrów. Wytknęła mu to Regionalna Izba Obrachunkowa, ale starosta ani myśli zrezygnować z wygodnych dojazdów. Według RIO jego podróże kosztowały podatników już ponad 30 tys. zł.
Starosta mieszka w gminie Uścimów. To 30 km od Lubartowa. Kierowca starosty ma dom jeszcze dalej. W nocy służbowy oliwkowy opel vectra stoi więc w jego garażu. Rano zabiera Starownika do Lubartowa, a po pracy odwozi do domu. I tak od ponad pięciu lat. Starosta własnym autem dojeżdżał tylko przez kilka miesięcy. - Po kilkunastu godzinach pracy trudno było usiąść za kierownicą - tłumaczy.
Opozycyjni radni grzmieli o dojazdach starosty na sesjach. W końcu nasłali kontrolerów z lubelskiej RIO. - Żadne przepisy nie przewidują możliwości ponoszenia przez powiat wydatków na dowożenie do pracy pracowników starostwa - wytknął staroście Marek Poniatowski, prezes RIO w Lublinie. Dowożenie do pracy starosty samochodem służbowym określił jako "bezpodstawne”, które pociąga za sobą "ponoszenie nieuzasadnionych kosztów”. RIO wyliczała, że dziennie dojazdy starosty kosztują 27 zł, co daje miesięcznie 540 zł. Przez ponad pięć lat wyjeździł więc ponad 30 tys. zł.
Opozycja twierdzi, że dojazdy były jeszcze bardziej kosztowne i zapowiada, że wezwie starostę do zwrotu tego, co starostwo wydało na jego podróże do pracy. - Przejechanie kilometra kosztuje co najmniej złotówkę i to bez kierowcy - mówi radny Krzyszczak.
Mimo że RIO zwróciła się do starosty, by zastanowił się nad zmianą sposobu dojeżdżania do pracy Starownik do Lubartowa wozi się po staremu. - A jakie przepisy zabraniają garażowania w Uścimowie - pyta. - Po kontroli przeanalizowaliśmy sprawę i zostajemy przy starym rozwiązaniu. Ono jest o wiele bardziej opłacalne. Według naszych wyliczeń koszt mojego dojazdu w obie strony to 7 zł 80 groszy dziennie.
Starosta przekonuje, że w innym przypadku musiałby brać delegacje. - Po 15.30 przysługuje mi dojazd do domu i kierowca musiałby potem wracać do Lubartowa - mówi. - A w sobotę musiałby po mnie przyjeżdżać.