Zmotoryzowany inwalida w centrum nie zaparkuje. A w całym mieście znajdzie zaledwie kilkanaście oznakowanych miejscówek. Na dodatek zdrowi kierowcy tymi znakami się nie przejmują.
Wczoraj Beata Kołtunik i Karol Lisica – dwójka z dwunastu młodych ludzi, którzy wzięli udział w akcji – wyruszyli na ulice i parkingi Łęcznej dyscyplinować kierowców parkujących na miejscach dla niepełnosprawnych. Tyle że tych miejsc jest jak na lekarstwo.
Na przykład przed Miejskim Ośrodkiem Pomocy Społecznej są namalowane koperty, ale... to nie miejsca dla niepełnoprawnych. – Nie widziałam, żeby inwalida do nas podjeżdżał. Mamy trzy miejsca służbowe – tłumaczy kierownik Janina Cyfra. – Ale dobrze, jedno oznakujemy – zapewnia nas.
Pod Urzędem Miejskim miejsce dla inwalidy jest. Wczoraj było puste. Na zmodernizowanej ostatnio ul. Wierzbowej też jest. Ale tu już wolontariusze mają co robić. Miejsce zajmuje nexia. Beata z Karolem wkładają za wycieraczki ulotki kampanii parkingowej. – Najchętniej to bym go całego zakleił – denerwuje się Karol.
Idziemy na ul. Górniczą. Do siedziby Powiatowego Centrum Pomocy Rodzinie, sanepidu oraz ZOZ-u, który prowadzi rehabilitację. Tu jest też Powiatowy Zespół Orzekania o stopniu niepełnosprawności, który rocznie wydaje około pół setki kart uprawniających do parkowania na miejscach dla inwalidów. Jest tu toaleta oznaczona znakiem osoby na wózku, ale miejsc parkingowych nie ma. – Nie było sygnałów, że takie miejsca są potrzebne – mówi Marta Piwońska. Młodzi wręczają pracownikom ulotki.
Centrum Łęcznej. Okolice starostwa, Powiatowego Urzędu Pracy, biblioteki, centrum handlowego, policji. I ani jednego miejsca dla inwalidy. – Czy na pewno nie ma? – zastanawia się wicestarosta Tomasz Kuna. – Musiałbym sprawdzić.
Szkoła Podstawowa nr 4 z oddziałami integracyjnymi – ani jednego miejsca parkingowego dla inwalidy, ani nawet... podjazdu dla niepełnosprawnych. – Jest w planach, a o miejscu nie pomyśleliśmy – tłumaczy się wicedyrektor Ewa Nieściur.
– Ludzie myślą, że ich ten problem nie dotyczy, albo miejsce nikomu się nie przyda – podsumowuje Beata Kołtunik. – Nasza akcja to pokazała...