Już osiem kilometrów ma kolejka tirów oczekujących na wjazd na Ukrainę na przejściu w Dorohusku. Od strony Okop Nowych samochody zatarasowały wsie Berdyszcze i Ludwinów.
Według Zbigniewa Gajdy, sekretarza Urzędu Gminy w Dorohusku, ostatni z kolejki mają szansę dostać się na Ukrainę najwcześniej w środę. Kierowcy traktują tę prognozę jako optymistyczną. Kręcą się wokół swoich samochodów stojących w szczerym polu i klną w swoich językach na czym świat stoi.
- Pierwszym efektem takiego stanu rzeczy jest coraz większy nieporządek na poboczach - dodaje sekretarz Gajda. - My uważamy, że obowiązek sprzątania pozostawianych przez kierowców śmieci ciąży na drogowcach. Ci jednak twierdzą, że drogi są po to, by samochody się po nich poruszały, a nie stały. A jeśli stoją, to nie oni są temu winni.
Niewinni czują się też dorohuscy celnicy, którzy twierdzą, że są w stanie odprawiać trzy razy więcej tirów niż obecnie. Opieszałość zarzucają swoim kolegom z drugiej strony Bugu. Koło się zamyka, a gmina i tak będzie musiała uporać się z zapaskudzonymi poboczami.
Prawdopodobnie, gdyż nikt oficjalnie nie chce tego potwierdzić, ukraińscy celnicy mieli kłopoty ze swoją siecią komputerową i stąd opóźnienia w ich pracy. Tymczasem nie ma problemów z przekraczaniem granicy na sąsiednich przejściach. Bez kolejki tiry mogą przejechać polsko-ukraińską granicę przez położone dalej na południe przejście w Hrebennem. (bar)