Dla pana Janusza Kądzieli z miejscowości Niemce kłopoty zaczęły się w chwili, gdy postanowił poskarżyć się na firmę zajmującą się przetwórstwem warzyw. Zdaniem Czytelnika wylewane na pola ścieki zatruwały kanał wodny, w którym żyły żaby.
Nie mogłem dłużej na to patrzeć i złożyłem skargę.
Wspomniany kanał wod-ny sąsiaduje z sadem, którego właścicielem jest pan Kądziela. Blisko półtorahektarowy sad z trzech stron otaczają pola należące do firmy zajmującej się przetwórstwem płodów rolnych w Leonowie. W czasie sezonu produkcyjnego na pola te, kilka razy dziennie, duże cysterny wywożą popłuczyny po warzywach, głównie po marchwi. I to właśnie one, według J. Kądzieli, są szkodliwe. Nie tylko dla środowiska, ale także dla drzew w jego sadzie.
– Te warzywa są uprawiane przy pomocy środków ochrony roślin, różnorakich nawozów. Przecież to wszystko zostaje w tych ściekach, które później spływają z tych pól – twierdzi właściciel sadu, który poskarżył się na przedsiębiorstwo najpierw do Urzędu Gminy.
– Byłam na miejscu i nie widziałam,
Ponieważ interwencja gminnych urzędników nie usatysfakcjonowała pana Janusza, złożył skargę po raz drugi. Tym razem do Wojewódzkiej Inspekcji Ochrony Środowiska. Dzień, w którym zjawili się inspektorzy, nie był dla Janusza Kądzieli najszczęśliwszy. Odkrył bowiem, że
w jego sadzie... ktoś wyciął 100 drzewek wiśni.
Jego zdaniem to, że poskarżył się na właściciela firmy i fakt wycięcia drzew mają ze sobą wiele wspólnego, chociaż – jak sam przyznaje – nikogo za rękę nie złapał.
• Czy słyszał pan o tym, że ktoś wyciął panu Kądzieli wiśnie w sadzie?
– Słyszałem i współczuję. Wiem, co to znaczy strata.