Aż trzy tygodnie zdalnej nauki czeka uczniów Szkoły Podstawowej nr 30 w Lublinie. Liczba placówek ograniczających zajęcia stacjonarne rośnie z dnia na dzień
W tym roku szkolnym nauka odbywa się stacjonarnie. Na zdalne lekcje z rzadka trafiają tylko całe szkoły. Częściej są to klasy, których uczniowie lub nauczyciele chorują na koronawirus. W Lubelskiem najwięcej tego typu przypadków odnotowano na przełomie października i listopada. Później sytuacja ustabilizowała się.
Przez sześć dni, w okresie świąteczno-noworocznym, żeby ograniczyć liczbę ewentualnych zakażeń wszystkie szkoły pracowały zdalnie. Normalna nauka ruszyła dopiero 10 stycznia. Wtedy w woj. lubelskim w sposób hybrydowy pracowało tylko 12 placówek – były to wyłącznie przedszkola. Już dwa dni później na liście były 33 placówki, w tym 13 szkół. 13 stycznia z powodu zakażeń stacjonarnie w całości funkcjonowac nie mogło już 80 placówek, 17 stycznia – 195, a 20 stycznia – już 414. To właśnie wtedy o trudnej sytuacji w szkole poinformowała rodziców uczniów dyrektor Szkoły Podstawowej nr 30 im. Kazimierza Wielkiego w Lublinie.
- Obecnie 20 oddziałów realizuje naukę zdalnie, głównie klasy I-VIII. Ponad 20 nauczycieli zostało objętych kwarantanną, przebywa na izolacji lub zwolnieniu lekarskim z innych powodów. Kolejni pracownicy i uczniowie oczekują na wyniki testów. Stwierdzam duży i nagły wzrost dokonywania zgłoszeń przypadków zakażenia wśród uczniów, nauczycieli i pracowników niepedagogicznych. Stwierdzam również ewidentne braki kadrowe, a w konsekwencji ogromną liczbę zastępstw oraz kłopoty z ich organizacją – tłumaczyła w mailu do rodziców dyrektor Małgorzata Wiślicka. - Od dzisiaj nie jesteśmy w stanie zapewnić wszystkich dyżurów podczas przerw, by zapewnić bezpieczeństwo uczniom.
Z tego powodu wszyscy uczniowie klas I-VIII zostali skierowani na zdalne nauczanie, które ma trwać aż do 11 lutego. Po informacji o kolejnych zakażeniach taki system pracy objął też zerówki. Małgorzata Wiślicka dodała, że ma nadzieję, że taki sposób nauki pozwoli „powstrzymać lub opóźnić rozwój pandemii w szkole”.
Przemyślana decyzja nie spotkała się z dobrym odbiorem wszystkich rodziców.
- Komplikuje to życie na maksa - komentuje jeden z nich. - Córki są na tyle duże, że ucząc się zdalnie mogą zostać w domu same. Ale do najmłodszego musimy ściągać dziadków.
- Nikogo nie obchodzi co z rodzicami i z ich pracą. Tak naprawdę szkoła będzie zamknięta prawie dwa miesiące, bo potem będą ferie – denerwuje się inny ojciec.