29-latek z Lublina zakończył podróż samochodem w dosyć nietypowym miejscu. Mężczyzna przejechał kilka metrów drogą dla rowerów przy ul. Janowskiej, a potem "pomylił biegi" i zsunął się po skarpie. Nie dość, że najadł się wstydu, to na dodatek grozi mu jeszcze mandat
- Niedziela, godz 9.30, kierowca volkswagena na lubelskich numerach jechał po ścieżce rowerowej. Zdarzenie musiało mieć miejsce w nocy z soboty na niedzielę, bo w sobotę o godz. 20 nie było auta - napisał do nas nasz Czytelnik. I dołączył również kilka zdjęć.
Jak powiedział nam mł. asp. Kamil Karbowniczek z Komendy Wojewódzkiej Policji w Lublinie, funkcjonariusze otrzymali zgłoszenie w tej sprawie dzisiaj rano.
Mundurowi pojechali na miejsce i potwierdzili, że przy ul. Janowskiej, w rejonie remontowanego wiaduktu kolejowego, stoi Volkswagen Polo. Samochód znajdował się na skarpie obok drogi dla rowerów - był pusty, zamknięty, miał zaciągnięty hamulec ręczny.
Policjanci ustalili, kto jest właścicielem auta. Okazała się nim być 75-letnia mieszkanka Lublina. Kobieta powiedziała, że pożyczyła pojazd swojemu 29-letniemu wnukowi.
Funkcjonariusze złożyli mu wizytę. 29-latek nie zastosował się do stojącego na miejscu zdarzenia znaku zakazu wjazdu. Jak tłumaczył, pomylił biegi, dlatego samochód znalazł się na skarpie.
Wnuk kobiety będzie musiał stawić się na komisariacie i złożyć wyjaśnienia. Zobowiązał się już do zabrania auta. Grozi mu mandat karny za niezastosowanie się do znaku zakazu wjazdu.