Abp Życiński poinformował wczoraj o pierwszych wynikach pracy komisji. Według jej szefa, prof. Janusza Wrony, trudno dotrzeć do prawdy, bo akta są wybrakowane w 95 procentach. - Zachowały się głównie tzw. teczki odtworzeniowe, zawierające kilka stron z wyrywkowymi informacjami. Dlatego nazwisk nie ujawnimy - zastrzega profesor. Światło dzienne mogą ujrzeć - ale po zakończeniu pracy powołanej w 2005 roku komisji - wyłącznie przypadki ewidentnej współpracy z SB. Komisja dotarła do jednego. - To TW "Zenon”. Osoba świecka, działająca w chrześcijańskim stowarzyszeniu.
Tymczasem ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski jest zdziwiony doniesieniami z Lublina. - Dla mnie to czysta demagogia. Bo nie wierzę, że dokumenty mogą być wybrakowane w 95 procentach. Nigdy jeszcze się z tym nie spotkałem. Owszem, w każdym województwie może być inaczej, ale nie do tego stopnia.
Ksiądz wspomina, że szukając informacji przemierzył pół Polski. - I działałem sam, a nie z kilkuosobową komisją. Zdarzało się, że w jednym mieście były teczki, które miały tylko okładkę. Ale w innym miejscu odnajdywałem kolejne strony, albo klisze z zawartością teczki.
Jedyne nazwisko, jakie padło wczoraj w Lublinie, to nazwisko księdza Romualda Jakuba Wekslera-Waszkinela. Służby dwa razy zarejestrowały go jako tajnego współpracownika. Teczka księdza jest według komisji jedyną kompletną. - To szczęście w nieszczęściu - mówi prof. Wrona. - Nieszczęście, że zarejestrowali księdza. A szczęście, że to pierwsza teczka zachowana w całości. I dlatego ksiądz ma argumenty do obrony. Zwłaszcza że z dokumentów wynika, iż zarejestrowano go jako TW bez jego wiedzy oraz że jednoznacznie odmówił współpracy z SB.
- W teczkach nie ma ani jednego słowa napisanego ręką księdza. Nie ma żadnego donosu. Jest tylko uwaga esbeka, że informacje były bez wartości operacyjnych - mówi abp Życiński.
Arcybiskup zwraca uwagę na niechlujstwo działania ówczesnych służb. W teczkach ksiądz Weksler-Waszkinel występował pod pseudonimem "Filozof” i "Roman”. Raport o pierwszym pozyskaniu do współpracy z SB pochodzi z 1972 roku. - I już tu jest pomyłka - podkreśla abp Życiński. - Bo w samym akcie werbunkowym jest rok '71.