O tym czy lubelscy działkowcy będą dostawać pieniądze z miejskiej kasy zdecyduje tej jesieni Rada Miasta. Pod jej głosowanie poddany ma być pomysł na wprowadzenie dotacji dla stowarzyszeń działkowych.
– Od kilkuset tysięcy złotych do miliona – tak prezydent Krzysztof Żuk odpowiedział wczoraj na pytanie o to, ile pieniędzy może zarezerwować rocznie na dopłaty dla działkowców. Bardziej konkretną kwotę miałby podać w połowie listopada, bo do tego czasu musi zanieść Radzie Miasta projekt przyszłorocznego budżetu Lublina.
Miejskie dotacje „na realizację zadań służących rozwojowi Rodzinnych Ogrodów Działkowych” byłyby rozdzielane w drodze ogłaszanego przez prezydenta konkursu, do którego mogłyby stawać stowarzyszenia działkowców. – Jest ich ponad 40 w naszym mieście – mówi Marta Wcisło, wiceprzewodnicząca rady i współautorka projektu uchwały mającej wprowadzić system dopłat.
Projekt ma trafić na posiedzenie Rady Miasta jako obywatelski, co oznacza, że zainteresowani działkowcy muszą najpierw zebrać pod nim minimum 300 podpisów. Zbiórka nie byłaby konieczna, gdyby prezydent zgłosił projekt jako własny. Żuk, choć deklaruje, że popiera pomysł, to projektu samodzielnie nie zgłosi, przynajmniej na razie. Zastrzega jednak, że jeśli przed posiedzeniem zaplanowanym na 17 października działkowcy nie zbiorą wymaganej liczby podpisów, to temat trafi na listopadowe obrady lub prezydent złoży projekt jako własny.
Zaproszeni w poniedziałek do Ratusza działkowcy przekonywali o swoim poparciu dla pomysłu. – Od dwóch lat staramy się uzyskać jakiś rodzaj wsparcia finansowego od miasta – mówi Halina Gaj-Godyńska, prezes Rodzinnego Ogrodu Działkowego „Kalina”, którego członkowie chcieliby od władz Lublina pomocy w pokryciu kosztów doprowadzenia energii elektrycznej.
Zaprezentowany projekt uchwały zakłada, że stowarzyszenie działkowców zainteresowane uzyskaniem dotacji musiałoby we własnym zakresie zdobyć pieniądze na „wkład własny” pokrywający przynajmniej 20 proc. kosztów inwestycji, o której dofinansowanie proszą.