Co czwarty uraz kręgosłupa to efekt niefortunnego skoku do płytkiej wody. Do lubelskiego szpitala trafiła kolejna ofiara nie przemyślanej decyzji
Do zdarzenia doszło w Borowej koło Dęblina. Są tam glinianki wypełnione wodą, nad które zjeżdżają całe rodziny z dziećmi. To dzikie i nie strzeżone kąpielisko. W miniony weekend wypoczywał tam 19-letni chłopak. Do glinianki skoczył z rozbiegu. Uderzył głową w płytkie dno. Dziennik rozmawiał z lekarką, która przyjechała na miejsce wypadku. - Nie był pijany - powiedziała. - Po skoku natychmiast odjęło mu czucie w rękach i nogach. Był przytomny i przerażony. Pytał, dlaczego nie czuje swojego ciała. Chce mi się płakać, kiedy o nim myślę.
Karetka zawiozła go do szpitala w Puławach. Prześwietlenie kręgosłupa szyjnego wykazało, że złamanie jest fatalne. Trafił więc do Kliniki Ortopedii Samodzielnego Publicznego Szpitala Klinicznego nr 4 w Lublinie. Lubelscy lekarze nie chcieli nam wczoraj udzielić informacji o stanie pacjenta. Nieoficjalnie dowiedzieliśmy się, że jest po operacji, podczas której usunięto mu odłamki kręgosłupa. Jest cały sparaliżowany.
Każdego roku do szpitala przy ul. Jaczewskiego trafia kilku młodych ludzi, którzy w czasie skoków do wody łamią kręgosłupy. W ub. roku leżało tam dwóch dwudziestolatków sparaliżowanych od szyi w dół. Obydwa zdarzenia miały podobny scenariusz. Towarzyska zabawa nad wodą. Picie alkoholu. Skok na tzw. główkę, który zakończył się uderzeniem w dno i uszkodzeniem rdzenia kręgowego w części szyjnej. - Takie uszkodzenie jest nieodwracalne i prowadzi do porażenia rąk lub rąk i nóg - przestrzegają lekarze. - Człowiek nie czuje swojego ciała, nie może się ruszać. Jest skazany na wózek inwalidzki do końca życia.