Pacjent sfilmował Dariusza S., urologa ze szpitala przy ul. Jaczewskiego w Lublinie, jak ten bierze od niego łapówkę. Wczoraj stwierdził jednak, że nie pamięta, by miał wówczas kamerę.
Lekarz został nagrany przez należącą do telewizji Polsat kamerę w kwietniu ubiegłego roku. Na filmie widać, jak bierze 700 zł od swojego pacjenta Henryka W. Później bronił się, że to była dopłata do prywatnej wizyty.
– Nie pamiętam, czy miałem kamerę – zaskoczył wczoraj wszystkich w sądzie 69-letni Henryk W. Nie umiał też powiedzieć, ile pieniędzy dał lekarzowi. Mówił o 200–300 zł. Tłumaczył: Już zapomniałem o tym wszystkim. Mam teraz dużo problemów, jestem bezdomny.
Sęk w tym, że jeszcze w kwietniu ubiegłego roku pacjent dokładnie opisał policjantom, jak lekarz zażądał od niego 3 tys. zł, on dał 700 zł, a wszystko utrwaliła kamera. Wczoraj nie potrafił wytłumaczyć różnicy w zeznaniach. Mówił, że do lekarza wysłał go Mariusz W., jego sąsiad z ulicy Kowalskiej. Ten sam człowiek miał mu dać pieniądze na łapówkę.
Tajemniczy sąsiad pacjenta wrócił w zeznaniach Katarzyny K. Pani anestezjolog jest żoną wziętego adwokata, z którym akurat się rozwodzi. Powiedziała, że jej mąż bronił kiedyś Mariusza W. w sprawie karnej. A teraz wykorzystał byłego klienta do urządzenia prowokacji wobec urologa, z którym pracowała w jednym szpitalu.
– Byliśmy przyjaciółmi, np. pożyczaliśmy sobie samochody. Ale mąż oskarżał mnie o romans z Dariuszem S., nazywał „k... szpitalną”, zapowiadał, że zniszczy moje życie – zeznawała. – Zrozumiałam, że spełnił swoje groźby, kiedy następnego dnia powiedział, że o moim kochanku-łapówkarzu pisze „Gazeta Wyborcza”, i że ja będę następna. Wiedział, kogo aresztowano, choć takich informacji nie było w gazecie – zeznała Katarzyna K.
Mariusz W., choć miał wczoraj zeznawać, nie stawił się w sądzie.