Czy przewodniczący Rady Miasta Piotr Kowalczyk i zastępca prezydenta Grzegorz Siemiński ustalili między sobą, że ten drugi zostanie prezesem miejskiej spółki? Taśmę z nagraną rozmową obu panów dostało Centralne Biuro Antykorupcyjne. We wtorek jego agenci wkroczyli do lubelskiego Ratusza
Siemiński i Kowalczyk zostali nagrani w trakcie prywatnej rozmowy, podczas której mieli planować wyniki wspomnianego konkursu, który – zgodnie z rzekomymi ustaleniami – wygrał wiceprezydent. Informacja wraz z nagraniem trafiła do centrali CBA i Prokuratury Generalnej, a stamtąd do Lublina. Od marca sprawę bada V Wydział Śledczy Prokuratury Okręgowej.
– Prowadzimy śledztwo dotyczące możliwego przekroczenia uprawnień i niedopełnienia obowiązków służbowych – mówi Agnieszka Kępka z Prokuratury Okręgowej. – Funkcjonariusze CBA weszli do Urzędu Miasta, by zabezpieczyć dokumentację związaną z konkursem na prezesa LPGK.
Agenci zjawili się w Ratuszu po godzinie 10 uzbrojeni w prokuratorskie postanowienie o wydaniu przez prezydenta Lublina szeregu dokumentów: o przebiegu wspomnianego konkursu, o zasadach obsadzania kierowniczych stanowisk w miejskich spółkach, a także reguł nadzoru nad tymi firmami. Funkcjonariusze dostali dokumenty, ale nie wszystkie. Ratusz nie wydał im tych o przebiegu konkursu. – Nie mamy ich – mówi Krzysztof Żuk, prezydent Lublina i wyjaśnia, że materiały te ma spółka. Także tam pojawili się we wtorek agenci.
LPGK to miejska spółka znana wcześniej pod nazwą Kamienice Miasta. Od powstania w 2004 r. administrowała kilkoma miejskimi budynkami; niedawno Ratusz powierzył jej w opiekę m.in. cmentarze komunalne i zmienił jej nazwę. Nowy jest też prezes, którego wybrano w grudniowym konkursie, choć jeszcze przed upływem terminu zgłaszania się kandydatów nieoficjalnie było wiadomo, że fotel dostanie właśnie Siemiński. I rzeczywiście, był on jednym z dwóch chętnych i wygrał, choćby dlatego, że jego kontrkandydat nie spełniał wymogów formalnych.
Czy Siemiński miał przez Ratusz obiecaną posadę? – W jaki sposób mogłem obiecać komukolwiek jakiekolwiek stanowisko, jeśli jest wymóg konkursu? – pyta prezydent. Przebiegu konkursu nie ocenia. – Nie mogę oceniać, czegoś co było w sferze kompetencji rady nadzorczej spółki, a nie moim.
Radą nadzorczą kierował wówczas Tomasz Józwik. We wtorek nie miał sobie nic do zarzucenia. – Konkurs był otwarty, były o nim ogłoszenia – podkreśla.
Zaprzecza, jakoby radzie polecono wybrać Siemińskiego. – Nic takiego nie miało miejsca – zapewnia i mówi, że kryteria i regulamin konkursu powstał w gronie rady nadzorczej. Józwik już jej nie szefuje, bo 5 lutego został z niej odwołany przez Ratusz. – Nie wynikało to z jakichś zarzutów – zastrzega Zbigniew Dubiel, szef ratuszowych prawników. – Powodem było poszerzenie działalności spółki.
Śledczy o sprawie mówią niewiele, praktycznie wszystkie materiały ze śledztwa są niejawne. – Postępowanie jest na początkowym etapie. Toczy się w sprawie, a nie przeciwko konkretnym osobom. Nikomu nie postawiono żadnych zarzutów – zastrzega Kępka.
Kluczowych decyzji w śledztwie należy spodziewać się jesienią. Urzędnikowi za przekroczenie uprawnień grozi do 3 lat więzienia. Jeśli działał dla osiągnięcia korzyści majątkowej, może musi się liczyć z karą do 10 lat pozbawienia wolności.
Ani z Grzegorzem Siemińskim, ani z Piotrem Kowalczykiem nie udało nam się we wtorek porozmawiać. Obaj nie odbierali od nas telefonów.
– Sam fakt wejścia CBA do Ratusza bardzo źle świadczy o władzy – komentuje Sylwester Tułajew, szef opozycyjnego klubu PiS w Radzie Miasta. – Jeśli te nieoficjalne informacje się potwierdzą, to będziemy oczekiwać rezygnacji przewodniczącego rady. Jeśli rezygnacja nie nastąpi, rozważymy złożenie stosownego wniosku.