W Lublinie powstaje regionalny ośrodek Partii Kobiet. Lublinianki odpowiedziały na apel popularnej pisarki i feministki Manueli Gretkowskiej, która chce zarejestrować kobiece ugrupowanie polityczne.
Justyna pracuje na anglistyce UMCS. Działa też w Amnesty International. Po rozmowie z Gretkowską, na stronach internetowych promujących pomysł pisarki, zamieściła swój adres mailowy i numer telefonu. - Odezwało się wiele kobiet, które chciałyby tworzyć partię. Były głosy z Lublina. Ale także z Chełma i z Zamościa - mówi. - Dlatego postanowiłyśmy zorganizować spotkanie.
Przyszło kilkanaście kobiet. Od dwudziestu paru do trzydziestu kilku lat. - Były i studentki, i matki wychowujące dzieci. Kobiety przedsiębiorcze, wykształcone. Wszystkie twierdziły, że w naszym mieście nie ma ugrupowania, które byłoby otwarte na ich problemy.
- Chcemy się zrzeszać, bez względu na to, jakie mamy poglądy i przekonania polityczne - dodaje Bożena Borowicz, jedna z uczestniczek spotkania, inżynier, prywatnie matka i żona.
Czym zajmowałoby się nowe ugrupowanie? - Naszymi sprawami. Poruszalibyśmy wątek alimentów, które są jedynymi wyrokami nie wykonywanymi w naszym kraju - mówi Elżbieta Dyś, kolejna uczestniczka spotkania. Matka samotnie wychowująca dziecko, działająca w Komitecie Inicjatyw Ustawodawczych na rzecz Funduszu Alimentacyjnego.
Co jeszcze? - Na pewno temat bezpieczeństwa dziewczynek w szkołach, aborcji i refundowania tabletek antykoncepcyjnych - dodaje Justyna Galant.
Teraz panie zbierają podpisy z poparciem. Szykują się także do kolejnego styczniowego spotkania. Być może wtedy zostanie wybrana liderka partii. W lutym, na spotkanie z lubelskimi działaczkami przyjedzie Manuela Gretkowska.
Część kobiet obawia się, że trafi do szufladki z napisem "wojujące feministki”. - A my się nimi nie czujemy - mówią. - Tym słowem można zdegradować ruch kobiet. A na tym nie zależy. Choremu feminizmowi mówimy "nie”!