Starsza pani chora na serce przez dziewięć godzin leżała w izbie przyjęć lubelskiego szpitala. Chociaż skarżyła się lekarzom – nie zrobiono jej nawet badania EKG. Rano okazało się, że nie żyje
Zdzisława K., pielęgniarka z Lublina, od lat cierpiała na chorobę wieńcową. Przeszła zawał, wszczepiano jej stenty. W maju ubiegłego roku 69-latka zasłabła na ulicy. Nie mogła poruszać nogami. Zdołała jednak usiąść na ławce przed blokiem przy ul. Lwowskiej. Przesiedziała tam sześć godzin. Nikt nie zwrócił na nią uwagi. Kobieta wezwała wreszcie taksówkę, ale kierowca odmówił wykonania kursu, bo nie mógł przenieść kobiety do samochodu. Wezwano karetkę pogotowia.
Tuż po godz. 15 Zdzisława K. trafiła na izbę przyjęć szpitala przy ul. Jaczewskiego. Ratownicy przywieźli ją tam na wózku. Przyjmująca pacjentkę pielęgniarka Jolanta P. nie zmierzyła kobiecie tętna ani temperatury. Nie wykonała też badania EKG. Jak później ustalili śledczy – nie zaznaczyła w szpitalnej dokumentacji, że pacjentka ma chore serce. Przydzieliła 69-latce kategorię zieloną. To oznacza, że pacjent jest badany w ostatniej kolejności (po osobach z czerwoną i żółtą kategorią) i może czekać na pomoc do dwóch godzin.
Po godz. 19 pacjentka leżała już na sali obserwacyjnej. Skarżyła się pielęgniarce na złe samopoczucie. O północy odnotował to również ratownik medyczny. Z akt sprawy wynika, że o wszystkim wiedziała 73-letnia Hanna C., która tego dnia miała dyżur lekarski na izbie przyjęć SPSK4 w Lublinie. Pacjentka osobiście skarżyła się pani doktor i prosiła o przeprowadzenie badań. Po północy Zdzisława K. dostała kroplówkę. Nad ranem ratownik zorientował się, że kobieta nie oddycha. Godzinę później lekarz stwierdził zgon.
Z opinii biegłego lekarza, który badał sprawę na zlecenie prokuratury wynika, że w przypadku Zdzisławy K. na każdym etapie popełniono błędy. Ratownicy z pogotowia nie wykonali na miejscu EKG. Nie wpisali do dokumentacji, że kobieta jest po zawale i przez sześć godzin siedziała na ławce bez władzy w nogach.
– Personel szpitala również działał niezgodnie z procedurami – ustalił biegły. Uznał, że do tragedii przyczyniła się zarówno pielęgniarka z SOR, jak i dyżurująca na oddziale lekarka.
– Hanna C. zlekceważyła informacje od personelu i chorej – zaznaczył biegły. Według niego, gdyby lekarka wcześniej zajęła się pacjentką, ta miałaby szansę na przeżycie. Podkreślił jednocześnie, że Hanna C. nie dostała pełnych informacji o stanie i historii choroby pacjentki. 73-latka, jako lekarz dyżurny, była również nadmiernie obciążona pracą.
– Zwłoka wynikała ze zbyt małej liczby lekarzy i złej organizacji – ocenił biegły.
Szpital nie zna tej opinii, więc jej nie komentuje. Podkreśla jednak, że obsada lekarska na SOR jest właściwa.
– W razie potrzeby mamy zabezpieczenie na oddziałach klinicznych. Oddział jest bardzo nowocześnie wyposażony, dzięki czemu nie wymaga tyle personelu, co w innych placówkach. Zatrudnienie jest optymalne – tłumaczy Marta Podgórska, rzecznik prasowy SPSK 4. – Bardzo dokładnie planujemy dyżury, by zapobiegać kryzysowym sytuacjom – zapewnia.
Hanna C. nie leczy już w SPSK 4. Prokuratura Okręgowa w Lublinie oskarżyła ją o nieumyślne narażenie życia pacjentki. Grozi za to do roku więzienia. 73-latka nie przyznała się do winy. Podobne zarzuty usłyszała pielęgniarka z oddziału ratunkowego. Jolanta P. również nie poczuwa się do winy. Przyznała jednak, że brak badania EKG był błędem. Akt oskarżenia przeciwko obu kobietom trafił właśnie do Sądu Rejonowego Lublin-Zachód.