Było jak w obozie koncentracyjnym. Na zebraniach była selekcja. Koszmar zaczynał się, kiedy zostawałyśmy z ordynatorem same w gabinecie - tak lekarki-rezydentki ze szpitala przy al. Kraśnickiej w Lublinie wspominają swojego byłego szefa.
- Wezwał mnie do siebie i chciał obmacywać. Gonił mnie dookoła stołu. Płakałam, a on był coraz bardziej zadowolony - wspomina jedna z lekarek.
Żadna z kobiet nie jest dziś w stanie spokojnie mówić o pracy na oddziale Antoniego W. Wszystkie potrzebują pomocy psychologa. Płaczą i dostają drgawek na myśl o dawnym szefie. - Kiedy rano musiałam iść do pracy, chciało mi się wymiotować - przyznaje jedna z rezydentek. - Obmacywał mnie przy każdej okazji. Protesty i groźby tylko go podniecały.
Doktorem W. zajmuje się prokuratura. Do tej pory molestowanie zarzuciły mu cztery kobiety. - Trwają dalsze czynności. Kontynuujemy przesłuchania. Nie wykluczam, że w sprawie będzie więcej pokrzywdzonych - przyznaje Katarzyna Czekaj, zastępca szefa prokuratury Lublin-Południe.
Skandaliczny proceder miał trwać przynajmniej od 2011 roku. - Mówił, że mam nosić mini, bo chce oglądać moje nogi - wspomina jedna z lekarek. - Molestował mnie, kiedy byłam panną, byłam w ciąży i wyszłam za mąż. Nasze gabinety są na poziomie -1, a oddział na 7 piętrze. Ja przez niego bałam się wejść do windy. On często tam czekał.
Z relacji kobiet wynika, że doktor W. molestował je nie tylko na osobności. - Wiedział, że wychodzę za mąż. Na jednym z zebrań powiedział, że jest coś takiego, jak prawo do sprawdzenia czystości przedślubnej i on musi to u mnie sprawdzić. Powiedział to publicznie, przy mężczyznach - wspomina lekarka.
Według poszkodowanych kobiet, podobnych przypadków były setki. Ordynator miał wykorzystywać sytuację młodych lekarek. Straszył zablokowaniem kariery, miał stosować szykany. Kobiety były osamotnione i zastraszone. Zżerał je wstyd. Bały się przyznać rodzinie, nawet mężom. - Kompletnie zdeptał nasze poczucie własnej wartości - mówi jedna z lekarek. Nie może powstrzymać łez.
- Na oddziale czujemy jednak wielkie wsparcie - podkreśla jedna z poszkodowanych. - Tym, którzy nas krytykują mogę powiedzieć jedno: wyobraźcie sobie, że spotkało to wasze żony lub dzieci.
Jeszcze w dniu zwolnienia były ordynator miał zastraszać lekarki i zmuszać do wycofania zeznań. - Kiedy dostał godzinę na spakowanie się, jeszcze zdążył nam grozić. Powiedział, że pożałujemy tego, że o wszystkim powiedziałyśmy - opowiada jedna z poszkodowanych. - Dzwonił też do mnie dzień po zwolnieniu, odebrał mój mąż i uprzedził go, że będzie nagrywać rozmowę, szybko się więc rozłączył.
Kobiety boją się, że doktor W. wykorzysta swoje kontakty, by nie mogły skończyć specjalizacji w Lublinie. Nie zamierzają jednak wycofywać się z oskarżeń. - Czuję ogromną ulgę. Wcześniej wstydziłam się, że coś takiego mnie spotkało. A przecież byłam ofiarą - kwituje jedna z lekarek.