Pracownicy Laboratorium Kryminalistycznego Komendy Wojewódzkiej Policji w Lublinie coraz głośniej mówią o nieprawidłowościach w pracy. Twierdzą, że są źle traktowani przez naczelnika czego efektem są m.in. bóle głowy, wymioty, nerwice, poczucie lęku i spazmatyczny płacz.
Tydzień temu opublikowaliśmy reportaż, w którym funkcjonariusze i pracownicy cywilni laboratorium opowiadali o zachowaniu naczelnika wydziału.
– Naczelnik nas poniża i ośmiesza. Stosowanie aluzji i zawoalowanej krytyki podległych to codzienność. Moi koledzy i koleżanki czują się zastraszeni, poniżeni i często upokorzeni – mówił jeden z naszych rozmówców.
– Jest opryskliwy i wulgarny. Nie potrafi się powstrzymać od kąśliwych uwag czy złośliwości w stosunku do podwładnych – podkreślał inny.
– Ja się go po prostu boję. Odczuwam lęk przed tym człowiekiem. Mam takie dni, że po każdym posiłku z nerwów wymiotuję – to wypowiedź jednej z kobiet.
Sprawą zainteresowała się prokuratura. Wcześniej prowadzone było też postępowanie wyjaśniające na komendzie. Po naszej publikacji odezwali się do nas kolejni - byli i obecni pracownicy laboratorium. Przyznawali, że przez warunki pracy wielu z nich korzysta z pomocy psychologów i psychiatrów.
Pytamy czy szef opisanego naczelnika czytał nasz tekst.
– Codziennie rano zapoznajemy się z prasą. Zwłaszcza z artykułami, które dotyczą lubelskiej policji – potwierdza kom. Andrzej Fijołek, rzecznik prasowy Komendanta Wojewódzkiego Policji w Lublinie.
– Komendant dowiedział się z tekstu czegoś, czego wcześniej nie wiedział? – dopytuję.
– Przede wszystkim opieramy się na tym, co zostało ustalone podczas naszego własnego postępowania wyjaśniającego. Anonimowa ankieta wykazała pewne nie do końca dobre kwestie. Psychologowie i komendant rozmawiali już na ten temat zarówno z pracownikami laboratorium jak i z naczelnikiem – tłumaczy kom. Fijołek.
Skutek to m.in. wprowadzenie zmian organizacyjnych związanych z korzystaniem z nadgodzin. Nie ma natomiast zmian personalnych.
– Jest problem w relacji przełożony - podwładny i chcemy go rozwiązać, ale decyzje dyscyplinarne nie są zasadne. Bardzo chcemy aby atmosfera w laboratorium, była tak dobra jak wyniki w pracy osiągane przez pracowników. Nie może być tak, że ktoś z niechęcią przychodzi do pracy. Chcemy by w laboratorium panowały tak dobre nastroje jak w innych wydziałach – podkreśla Fijołek. – Dlatego za 5 miesięcy przeprowadzimy ponowną ankietę. Wtedy zobaczymy, czy sytuacja uległa poprawie i na tej podstawie podejmowane będą dalsze decyzje.
Nasi rozmówcy obawiają się jednak, że sprawa nie znajdzie szczęśliwego dla nich finału.
– Nie każdy ma predyspozycje żeby kierować ludźmi. Naczelnik takich nie ma. W dniu publikacji tekstu nie było go w pracy. Potem udawał, że nic się nie stało. W żaden sposób nie skomentował sprawy. Nie spytał, co może zrobić żeby rozwiązać problem. Obawiam się, że teraz się zacznie dokręcanie śruby – słyszymy.
– Chyba więcej emocji budzi dochodzenie jak dotarliście do dokumentów prowadzonego przez rzecznika dyscyplinarnego postępowania w tej sprawie niż szukanie rzeczywistego sposobu rozwiązania naszego problemu – to inny głos.
– Mimo to cieszę się, że ten tekst powstał. Mamy teraz w sobie więcej siły, bo wiemy że protestujących jest dużo więcej. Że to nie wymysł jakichś jednostek. Udało nam się też poznać mechanizm, w którym na osoby otwarcie mówiące o nieprawidłowościach budowane są plotki mające kwestionować ich wiarygodność i moralność. Wiemy, że oprócz walki o godne warunki pracy musimy też głośno mówić w ich obronie.