Rozmowa z Mariuszem Jakubcem, sokolnikiem z Janowa Lubelskiego, który ochrania lotnisko w Dęblinie.
– Nie tylko sokoły. Można było z bliska przyjrzeć się rarogowi stepowemu i górskiemu, jastrzębiowi gołębiarzowi i jastrzębowi Harisa.
Dlaczego wszystkie ptaki miały na głowach skórzane kaptury?
– Po to, żeby zasłonić im oczy. Dzięki temu zachowują spokój, inaczej nie można byłoby do nich podejść. W końcu to ptaki drapieżne.
Czy z sokołem czy jastrzębiem można się zaprzyjaźnić?
– Nie ma mowy o przyjaźni. Sokół traktuje człowieka jak współpracownika przy polowaniu. Człowiek pomaga, sokół poluje.
Jak to dokładnie wygląda?
– Ptak wzbija się w górę. Jeśli zobaczy ofiarę, zaczyna pikować w dół z prędkością do 300 km na godzinę. Jeśli z taką szybkością uderzy w kaczkę, ta ginie w ułamku sekundy.
Zdarza się mu nie trafić?
– Nie ma takiej możliwości. Poluje z bezwzględną precyzją.
Pana drapieżniki pracują w Dęblinie.
– Tak, chronią obszar powietrzny lotniska przed ptakami, które nie powinny znajdować się w miejscu, gdzie startują i lądują samoloty.
Jak wygląda dzień sokoła czy jastrzębia?
– Wstaje ze wschodem słońca. Po śniadaniu idziemy na pola. Wypuszczam go na dwie godziny. Lata, poluje, kiedy wróci na rękę, dostaje posiłek. Najedzony wraca do domu.
Co wtedy?
– Drapieżniki bardzo lubią leniuchować. Najpierw bierze kąpiel, potem jest czas relaksu, leniwej drzemki. W polowanie wkłada tyle energii, że później musi odpocząć.
Trudno jest nauczyć takie drapieżniki posłuszeństwa?
– Uczymy je współpracy i partnerstwa. Na to się zgadzają. Ale o siłowym podporządkowaniu nie ma mowy. O ile pies słucha rozkazów myśliwego, to dla sokoła czy jastrzębia to człowiek wykonuje pracę psa myśliwskiego.