W funduszu zdrowia w Lublinie po cichu szepczą o samobójstwie urzędnika z Wydziału Kontroli. Głośno boją się rozmawiać. Przyczyn śmierci kolegi dopatrują się w niejasnych układach i naciskach, na które – ich zdaniem – był narażony. Jego samobójstwo wiążą z kontrolą w Dziecięcym Szpitalu Klinicznym.
Nasi informatorzy mówią, że nie wytrzymał nacisków, że nie chciał przyznać się do winy, której nie popełnił. Twierdzą, że to na niego zrzucono winę za aferę ze szpitalem dziecięcym. – Jedna kontrola w tym szpitalu wykryła gigantyczne nieprawidłowości. Druga jej zaprzeczyła. Naciskano na niego, aby przyznał się do popełnienia błędu podczas kontroli, aby powiedział, że nieprawidłowości nie było – mówi jeden z informatorów. – W funduszu wszyscy są zastraszeni. Boją się w lustro spojrzeć, a nawet wyjść do ubikacji.
Ireneusz L. kontrolował Dziecięcy Szpital Kliniczny. Wykryto wtedy nieprawidłowości finansowe na 4,5 mln zł. NFZ zarzucił szpitalowi błędy w rozliczeniu procedur medycznych, nakazując zwrot pieniędzy w ratach. Szpital twierdził, że jest niewinny. Dyrekcja wyjaśniała, że wszystkiemu zawinił system informatyczny szpitala inaczej liczący niż system funduszu. Ale NFZ był nieugięty. Twardo obstawał przy swoim nawet wtedy, gdy po doniesieniach prasowych sprawę zbadała policja, nie doszukując się znamion przestępstwa. Szpital broniąc się przed zwrotem tak kolosalnej kwoty, szukał sprzymierzeńców gdzie się dało. Także w ministerstwie zdrowia. Wtedy fundusz złagodniał mówiąc, że jeszcze raz skontroluje szpital. Efektem rekontroli był niespodziewany zwrot sytuacji. NFZ już nie chciał, by szpital oddawał mu pieniądze. Zawarto ugodę. Fundusz twierdził, że nieprawidłowości były, ale z uwagi na wyjątkowy charakter placówki odstąpi od roszczeń. I jeszcze dorzuci trochę pieniędzy za przekroczenia limitów.
– Całej sytuacji związanej ze śmiercią naszego byłego pracownika nie będziemy komentowali. Nie udzielamy żadnych informacji – przekazał nam wczoraj Łukasz Semeniuk z Wydziału Organizacyjno-Prawnego NFZ w Lublinie.