W biały dzień dwóch strażników granicznych miało w autobusie MPK grozić przechodniom. Sytuacja miała miejsce w biały dzień na pl. Singera w Lublinie. "Gazeta Wyborcza Lublina" opisuje zdarzenie, którego świadkiem były czytelniczki gazety.
Według relacji kobiet, które jechały autobusem linii 39. w pewnym momencie ubrani po cywilnemu mężczyzna i kobieta próbowali zatrzymać starszego pana. Nie wylegitymowali się, ani nie przedstawili - opowiadają Gazecie świadkowie wydarzenia. - Na przystanku wypchnęli go z autobusu. Wyjęli broń i wycelowali w głowę zatrzymanego. Kiedy jeden z przechodniów próbował sfilmować całe zdarzenie telefonem komórkowym uzbrojony mężczyzna pogroził mu pistoletem. Ktoś wezwał policję.
Komenda Wojewódzka Policji w lublinie potwierdza, że otrzymała zgłoszenie od mężczyzny, który twierdził, że jego ojca wepchnięto do obcego samochodu i odwieziono w nieznanym kierunku. - Na miejsce udał się patrol z szóstego komisariatu, ale potencjalni sprawcy już się oddalili - informuje Janusz Wójtowicz, rzecznik komendanta wojewódzkiego policji. Według przedstawiciela policji w akcji uczestniczyli... funkcjonariusze Straży Granicznej. Mieli oni zatrzymać podejrzanego, ale nie zastali go w domu. Taką informację lubelska policja otrzymała już po skandalu na placu Singera, bezpośrednio ze Straży Granicznej.
Dlaczego sprawą nie zajęła się prokuratura?
- Po pierwsze trzeba sprawdzić czy faktycznie byli to strażnicy oraz czy działali w granicach swoich uprawnień - mówi prokurator Beata Syk-Jankowska z prokuratury okręgowej w Lublinie.
Andrzej Wójcik, rzecznik komendanta Nadbużańskiego Oddziału Straży Granicznej sprawy nie komentuje.
Źródło: "Gazeta Wyborcza Lublin"