Prokuratura od roku nie może ustalić czy człowiek, który wyniósł dokumentny z Urzędu Marszałkowskiego do komisu z telefonami popełnił przestępstwo.
Nie powinny opuścić departamentu transportu w Urzędzie Marszałkowskim, który m. in. zajmował się wydawaniem pozwoleń na intratne przewozy pasażerów i kontrolowaniem przewoźników. Prokuratura wszczęła dochodzenie.
Jak to możliwe, że śledczy nadal nie wiedzą czy doszło do przestępstwa? - Mamy kilkaset dokumentów, których wagę musimy ocenić. Czy przez ich wyniesienie został naruszony interes publiczny lub poszczególnych firm. Prosiliśmy urząd o opis tych materiałów. Niezbyt dobrze to zrobili i musieliśmy jeszcze raz wysłać im dokumenty - tłumaczy Dorota Brzozowska-Fałek, zastępca prokuratora rejonowego Lublin-Północ.
Dodaje, że trudno dotrzeć do świadków, bo wielu nie pracuje już w Urzędzie Marszałkowskim.
- Na każde pismo odpowiadamy niezwłocznie i jak najlepiej potrafimy. Według naszej oceny to nie były dokumenty niejawne. Ich brak nie spowodował problemu w pracy urzędu czy u przewoźników - mówi Leszek Burakowski, sekretarz w Urzędzie Marszałkowskim.
Rafał Panas