Byli w kominiarkach. Zaatakowali przy garażu. Ich ofiarą padł właściciel passata. Na szczęście doznał niegroźnych obrażeń. Policja zatrzymała sprawców napadu. Wczoraj byli przesłuchiwani przez prokuratora.
Świadkiem zdarzenia była żona ofiary, która przez cały czas znajdowała się w samochodzie. Napastnicy nie zauważyli jej wcześniej, z uwagi na niski wzrost kobiety. – Zostaw! Tam ktoś jest w środku – rzucił jeden z bandytów. Ale fakt ten nie ostudził ich zapałów.
Na szczęście kobieta nie straciła zimnej krwi. Widząc podbiegającego do auta napastnika, zaryglowała wszystkie drzwi. Bandyta nie mógł sobie jednak poradzić z solidnymi zamkami passata. Wtedy na pomoc przyszli jego kompani. Usiłowali razem otworzyć drzwi auta. Też bezskutecznie. Nie pomagały kopniaki i uderzenia pięścią w szyby samochodu.
Krzyki usłyszeli sąsiedzi pobliskiego bloku. Jeden z mieszkańców widząc napad, zaczął rzucać z balkonu... doniczkami. W ten sposób usiłował przepędzić bandytów. Ktoś wezwał policję. Rozległ się także alarm w pobliskim sklepie, który włączyła jedna z ekspedientek. Po chwili zrobiło się zbiegowisko. To poskutkowało. Bandyci rzucili się do ucieczki. Ale na koniec jeden z nich podbiegł jeszcze do leżącego mężczyzny i metalową rurką uderzył go w głowę.
Kilka minut później okolica zaroiła się od policjantów z III komisariatu przy ul. Kunickiego. Wraz z żoną poszkodowanego rozpoczęły się poszukiwania bandytów. Dwóch z nich udało się zatrzymać już po godzinie. Mieli przy sobie metalową rurkę i antenę.
Wkrótce wpadł także trzeci z bandytów. W trakcie ucieczki pobiegł w inną stronę. Potem szukał swoich wspólników poruszając się polonezem. Zdradziła go kolejna metalowa rurka, leżąca na przednim siedzeniu auta.
Wszyscy napastnicy zostali rozpoznani przez poszkodowanych. Wczoraj byli doprowadzeni do prokuratury. Są mieszkańcami okolic ulicy Łęczyńskiej. Właściciel samochodu doznał na szczęście niegroźnych obrażeń. Po opatrzeniu przez lekarza mógł powrócić do domu.