Do dnia, w którym inspektor sanitarny zamknął sklepy z dopalaczami, na oddział lubelskiej toksykologii po każdym weekendzie trafiało kilku pacjentów z powikłaniami po tych substancjach. Teraz jest ich mniej.
Tym razem lekarze lubelskiego Oddziału Toksykologii im. Jana Bożego mieli mniej pracy, niż podczas każdego weekendu. Chodzi o pacjentów, którzy przedawkowali substancje odurzające.
– W piątek przywieziono do nas mężczyznę, który źle poczuł się po zażyciu dopalacza. Wystarczyło krótkie leczenie ambulatoryjne, by opuścił szpital – dodaje dr Lewandowska Stanek, ordynator oddziału.
Skończyło się na jednym pacjencie. Zwykle, przez sobotę i niedzielę do szpitala trafiało co najmniej pięciu pacjentów, którzy wymagali dłuższego leczenia na szpitalnym oddziale.
Od kiedy zamknięto sklepy z dopalaczami, do Dziecięcego Szpitala Klinicznego w Lublinie nie przywieziono też ani jednego nastolatka, który przedawkował substancje odurzające.
– Wcześniej było ich nawet tygodniowo. Teraz mamy nadzieję, że uniemożliwienie sprzedaży tych produktów znacznie ograniczy statystyki – zaznacza Agnieszka Osińska, rzeczniczka prasowa DSK.
2 października Główny Inspektor Sanitarny wydał decyzję o zamknięciu sklepów z dopalaczami. Specjaliści sprawdzają teraz dokładny skład używek. Kontrole potrwają jeszcze kilka tygodni.
Jeśli prezydent podpisze ustawę, na początku listopada dopalacze zagrażające życiu lub zdrowiu będą wycofane z obrotu. Za handel i wytwarzanie zakazanych substancji grozić będzie kara do 1 mln zł.
- Do tej pory na Lubelszczyźnie zamknięto ponad 20 sklepów z dopalaczami. W planach mamy zamknięcia kolejnych sklepów, ale nie tylko. Dopalacze sprzedawane są też na stacjach benzynowych. Skontrolujemy i te obiekty – zapowiada Janusz Słodziński, dyr. Wojewódzkiej Stacji Sanitarno – Epidemiologicznej w Lublinie.