Spragnieni, głodni i bez środków czystości. W takich warunkach byli pracownicy Lubelskich Zakładów Przemysłu Skórzanego kolejny dzień okupowali swoją firmę. W geście desperacji usiłowali też zablokować jedną z głównych ulic miasta.
Kiedy pisemna zgoda dotarła do zakładu, pojawiły się kolejne problemy. – Rzecznik stwierdził, że zarząd firmy nic nie wie o zgodzie na jakiekolwiek dary – mówi poseł Michał Kabaciński z Ruchu Palikota, który próbował mediacji z Protektorem. – To, co robi zarząd tej firmy, to jakiś debilizm.
Po licznych telefonach do służb wojewody i przedstawicieli Protektora, okazało się, że paczki mogą być dostarczone, ale po dokładnym zbadaniu ich zawartości przez ochronę. To rozjuszyło pikietujących.
– W uzgodnieniach nie było mowy o żadnej kontroli – mówi Marcin Szewc z "Solidarności” w LZPS. – Co oni chcą sprawdzać? Czy w chlebie nie ma bomby?
Załoga likwidowanych LZPS walczy o odszkodowania za utratę pracy. Chcą po 2000 zł za każdy przepracowany w zakładzie rok. Pracodawca proponuje każdemu odprawę w wysokości sześciu miesięcznych pensji.
Protektor postanowił zlikwidować lubelski zakład 29 grudnia. Tego dnia wieczorem ponad 140 pracowników dostało wypowiedzenia. Przyszły pocztą kurierską na domowy adres. Sprawę legalności wypowiedzeń bada inspekcja pracy. 2 stycznia załoga rozpoczęła okupację zakładu.