W co drugiej szkolnej świetlicy dzieciom jest za ciasno. Dyrektorzy podstawówek robią co mogą. A sanepid stwierdza: To problem przejściowy, w przyszłym roku będzie luźniej
Jeśli możemy to nie posyłamy córki do świetlicy, bo to dla niej czas stracony – przyznaje ojciec pierwszoklasistki jednej z lubelskich szkół. – Nawet nie ma krzesełek dla wszystkich dzieci. Kiedy chcą odrobić lekcje lub coś narysować muszą to robić to na dywanie.
Problem doskonale zna lubelski sanepid. – Kontrolujemy wszystkie szkolne świetlice – przyznaje Irmina Nikiel, szefowa Powiatowej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej w Lublinie. – Szczególną uwagę zwracamy na zagęszczenie. Jeśli jest ono zbyt duże to oprócz niedogodności nadmiernego ścisku dzieci mogą łatwiej zarażać się od siebie chorobami przenoszonymi drogą kropelkową.
W ubiegłym roku sanepid skontrolował 26 z 33 świetlic w lubelskich szkołach. – Nadmierne zagęszczenie stwierdzono w 13 świetlicach – mówi Nikiel. Przyznaje jednak, że nie ma normatywów powierzchniowych, mówiących o tym ile metrów powierzchni powinno przypadać na jednego ucznia.
– Sale mają zwykle ok. 50 mkw. Z naszych obserwacji wynika, że powinno w nich przebywać około 25 uczniów oraz nadzorujący ich jeden nauczyciel – tłumaczy Barbara Czaplińska, kierownik działu higieny dzieci i młodzieży lubelskiego sanepidu.
Najciaśniej jest w godz. 11-13, kiedy do świetlicy schodzą uczniowie, którzy skończyli już lekcje, a w pomieszczeniu są jeszcze maluchy rozpoczynające zajęcia po południu.
– To niedobra sytuacja, bo dzieci powinny mieć zapewnione warunki do zabawy i nauki. Dlatego powiadamiamy o problemie organ prowadzący i prosimy o wprowadzenie zmian – tłumaczy Nikiel. – Dyrekcja ma wiele możliwości. Może na przykład zaadoptować na dodatkową świetlicę inną salę lekcyjną.
– Po kontroli zdecydowaliśmy o rozdzieleniu świetlicy na dwa pomieszczenia. Wykorzystaliśmy salę po szkolnej zerówce, która została zlikwidowana rok wcześniej. Dzieci z klas pierwszych zostały w starej świetlicy, a uczniowie klas II i III przeszli do nowych sal – usłyszeliśmy w jednej z szkół.
– Część dzieci zabieramy do pracowni komputerowej gdy nie odbywają się tam lekcje. Innym organizujemy czas w bibliotece albo w sali gimnastycznej. Kiedy pogoda na to pozwala świetlica wychodzi też na spacery czy na boisko – tłumaczy dyrektor innej placówki.
– Nie ma potrzeby dobudowywania kolejnych pomieszczeń, bo nadmierne zagęszczenie świetlic to problem przejściowy – uważa Irmina Nikiel. – W ubiegłym roku do szkół poszło wyjątkowo dużo dzieci ze względu na wprowadzenie obowiązku szkolnego dla 6-latków. Teraz, kiedy 6-latki zostaną w zerówkach sytuacja sama wróci do normy.