Zwały śmieci odkryliśmy na terenie miejskiego składowiska ziemi w Lublinie, na którym nic oprócz ziemi i gruzu leżeć nie może. Szkodliwe substancje bez trudu mogą dostać się do wód gruntowych i płynącej tuż obok Bystrzycy.
Wtorek, godzina 13. Na plac wtacza się wielka wywrotka. Wysypuje ładunek śmieci. Kwadrans później podjeżdża kolejna wywrotka na zamojskiej rejestracji. I pojawia się następna sterta śmieci. Plac wokół pokrywa warstwa odpadów rozgarniętych już przez spychacz. - Chyba widzieli, co rozgarniają. W tej sytuacji zarządca składowiska nie wykręci się, że nie wiedział o śmieciach - mówi nasz informator, który zaalarmował redakcję. Pracownicy Kom-Eko byli przy tym, jak wywrotki wysypywały śmiecie. Nie reagowali.
Z reklamówką śmieci zebranych ze składowiska idziemy do Ratusza. - To nie ma prawa tam leżeć - mówi Ryszard Pasikowski, zastępca prezydenta Lublina. - Powinien pan złożyć zawiadomienie w tej sprawie. To sprawa dla Straży Miejskiej, a nie policji. Bo policja raczej nie chce się tym zajmować.
Jak znaczne jest zanieczyszczenie gleby? Czy doszło do skażenia wód? - Zajmiemy się tym jutro rano - obiecuje Mariola Król, pełniąca dyżur w Wojewódzkim Inspektoracie Ochrony Środowiska.
• Jutro? Przecież administrator składowiska może zacierać ślady.
- Ale teraz nawet nie ma kierownictwa, by wydać odpowiednie dyspozycje. To jest tylko telefon dyżurny. •