– 8,4 zł za kilogram zaginionego kota – taką propozycję miała usłyszeć właścicielka zwierzęcia od właściciela firmy przewozowej. Kot Maciek do Anglii nie dojechał. Wyskoczył z busa w Jeleniej Górze.
– Moje dwa koty zostały przekazane przewoźnikowi 23 stycznia. Z Tomaszowa Mazowieckiego miały dotrzeć do Crewe w Anglii – opowiada Agnieszka Storczyk. – Właściciel firmy przewozowej zapewniał, że zwierzaki będą otoczone fachową opieką i dotrą na miejsce już następnego dnia. Mój kot Maciuś został „zgubiony” w Jeleniej Górze, zaś kotka dotarła do mnie po ponad 60 godzinach głodna i wycieńczona – relacjonuje. Kobieta twierdzi, że zwierzę było przestraszone i oblepione własnymi odchodami.
Transportem kotów do Anglii zajęła się firma Speed Bus. – Zaproponowaliśmy możliwość opieki nad zwierzętami. Taka usługa w naszej firmie kosztuje 1400 zł. Mąż właścicielki kotów, który załatwiał z nami formalności, zrezygnował z tego. Dwa koty były ściśnięte w klatce wielkości klatki dla chomika, bez kuwety. Podróżowały pod opieką jednej z pasażerek – odpiera zarzuty właściciel firmy Speed Bus. I dodaje: – W takich sytuacjach nie bierzemy odpowiedzialności za zwierzęta. Klatka nie miała żadnych zabezpieczeń, więc jeden z kotów wydostał się z niej i uciekł.
Właściciel firmy chce pozostać anonimowy, bo twierdzi, że po tej sprawie dostaje telefony i SMS-y z pogróżkami. – Oddawaliśmy koty w dobrej wierze – mówi pani Agnieszka. – Obiecano nam, że na postojach będą regularnie karmione, tymczasem karma była nienaruszona. Klatka też nie była pod niczyją opieką tylko stała z tyłu busa. Maciek zaginął w Jeleniej Górze podczas przekładania jej do innego busa, który zbierał paczki z innych miast.
Szef firmy zapewnia, że o fakcie zaginięcia zwierzęcia natychmiast poinformował właścicielkę zwierząt, która na początku nie miała o to żadnych pretensji. – Dopiero po paru dniach zaczęła się nagonka i oczernianie naszej firmy w internecie. Z tego powodu skierujemy sprawę do sądu o zniesławienie – zapowiada właściciel Speed Busa.
– Gdy skontaktowałam się z właścicielem okazało się, że jest nieskory do współpracy, opryskliwy i wulgarny. Cytuję: „takiego starego dachowca mogę odkupić albo dać za niego pani 10 zł i będzie po problemie” – opowiada kobieta. – Przy kolejnej rozmowie stawka była już niższa. Dawał mi 8,4 zł za kilogram kota. Nie padło nawet jedno słowo przepraszam.
Właściciel Speed Busa nie zaprzecza, że zaproponowałem taką rekompensatę. – Zasada jest taka sama jak w przypadku zgubionego towaru. Innej odpowiedzialności nie ponosimy – tłumaczy.