Hałaśliwe złomowisko z ul. Grenadierów musi się uciszyć i dostanie na to pół roku. Jeśli tego nie zrobi, powinno się wynieść – zapowiedział prezydent Lublina.
Ratusz wziął zakład pod lupę po niedawnym proteście mieszkańców, którzy niemal przez cały dzień blokowali bramę skupu złomu. Protestujący pokazywali wykonane przez sanepid pomiary dowodzące, że w ich domach jest za głośno. Gdy miasto obiecało, że zbada sprawę, protest został zawieszony. Mieszkańcy czekali na ruch prezydenta. Ten zaprosił ich do siebie i przyznał, że lokalizacja złomowiska jest chybiona.
– Plan zagospodarowania przestrzennego mówi, że na tym terenie nie mogą być lokalizowane uciążliwe zakłady produkcyjne – mówi Adam Wasilewski, prezydent Lublina. Dlaczego zatem ktoś wydał zgodę na utworzenie złomowiska. – Uznano, że ta działalność nie jest uciążliwa. Nie były wykonywane ekspertyzy środowiskowe przy wydaniu tej decyzji – dodaje. – Takie założenie było zasadne? – Ja bym pewnie zamówił opinię akustyka – przyznaje prezydent.
Do 15 października Ratusz ma wydać nową decyzję środowiskową, nakazującą ograniczenie emisji hałasu w ciągu pół roku. – Mnie nie interesuje, jak oni to zrobią, mogą sobie bunkier zbudować – mówi Wasilewski. Mieszkańcy sugerują zadaszenie złomowiska lub budowę ekranów akustycznych. – Później trzeba będzie przeprowadzić pomiary hałasu. Jeśli nie będzie za duży, wtedy stwierdzimy, że zakład działa zgodnie z prawem lokalnym. Jeśli nie – musi być zlikwidowany.
Mieszkańcy nie są uszczęśliwieni. – To odsuwa problem w czasie na pół roku, zakładając dobrą wolę firmy. Bo jeśli się odwoła, to sprawa może się ciągnąć i dwa lata – mówi Tomasz Kalinowski, jeden z protestujących. Jego zdaniem, urzędnicy nie mieli prawa wydać zgody na lokalizację złomowiska. – Została podjęta z naruszeniem prawa – stwierdza. Nie wyklucza, że mieszkańcy, zamiast czekać aż zakład się uciszy, będą chcieli doprowadzić do uchylenia zgody na jego działalność. – Na razie musimy żyć z pyłem i z hałasem.