Akcja filmu toczy się w Zespole Szkół nr 1 w Lublinie. Aktorzy: uczniowie, pedagog, nauczyciele. Efekt: wyróżnienie w konkursie filmowym "Szkoły bez Przemocy”.
W kolejnej scenie pojawia się nowa twarz. To pani z portierni, która pilnuje, żeby nikt obcy nie wtargnął do szkoły. - W tej dyżurce obserwuje się obcych klientów - tłumaczy przewodnik po szkole, czyli uczeń Maciek Gajda.
Przez kolejne trzy minuty chłopak prowadzi widzów do pani pedagog, później pokazuje to, co się dzieje na przerwach, rozmawia z uczniami. Kamera najeżdża też na dziewczyny siedzące na parapetach. Ale za chwilę widzowie stają się świadkami, że nie uchodzi im to na sucho. Na korytarzu pojawia się kobieta. Idzie pewnym krokiem. W ręku trzyma dziennik.
- Proszę natychmiast stąd zejść - mówi stanowczo do dziewcząt. Uczennice schodzą, a ona idzie dalej. To nauczycielka kontrolująca szkołę podczas przerw. Zagląda także do toalety. - Bo każdy zakamarek w szkole jest dobrze sprawdzany - zapewnia narrator. Ostatnia scena: najazd kamery na gazetkę ścienną. A tam wszystko, co się tyczy Szkoły bez przemocy.
Jak to się stało, że postanowił nakręcić ten film? - Już trochę siedzę w tym biznesie. Więc kiedy dyrektor poprosił mnie o nakręcenie reportażu o naszej szkole, nie miałem oporów, żeby się tym zająć - mówi.
Łukasz zorganizował aktorów, załatwił u nauczycieli pozwolenie na kręcenie podczas lekcji. Namówił też do wystąpienia przed kamerą swoją wychowawczynię - Annę Piotrowską. To ona nie pozwoliła uczennicom przesiadywać na parapecie. W pracy pomagali mu koledzy z klasy. - Zajmowałem się dialogami, oświetleniem. Nawet zagrałem scenę w filmie. Ale później musieliśmy ją wyciąć - śmieje się Dawid Plewik.