Monika Kłos, urzędniczka lubelskiego Urzędu Marszałkowskiego, współdecydowała o przyznawaniu unijnych funduszy na innowacje. Pieniądze z tej puli dostała m.in. Politechnika Lubelska. Wkrótce po rozstrzygnięciu konkursu Kłos dostała tam pracę.
W 2005 roku współpracę wznowiono. Urząd Marszałkowski ogłosił dwa konkursy na przyznanie unijnych pieniędzy w ramach działania Regionalne Strategie Innowacyjne i Transfer Wiedzy. Monika Kłos, jak twierdzi jeden z jej współpracowników, ogłaszała konkursy, nadzorowała składanie wniosków, a potem ich ocenę i wybór. Urzędniczka nie uważa, żeby jej udział był aż tak znaczący. – W pierwszym konkursie byłam sekretarzem Komisji Oceny Projektów (przedkłada ona Zarządowi Województwa listę rankingową złożonych wniosków, na podstawie której zarząd przyznaje pieniądze – red.). W drugim jej członkiem, ale tylko przez pewien czas – wyjaśnia Kłos. – Zresztą formalnie od 5 sierpnia byłam już w innym departamencie.
– Pani Kłos koordynowała pierwszy i drugi konkurs – mówi Józef Wryszcz, dyrektor Departamentu Przedsiębiorczości i Innowacji UM. – Tak naprawdę przestała u nas pracować 1 października.
W drugim konkursie ponad 460 tys. zł przyznano politechnice na projekt RSI Evallub, który miał być rozwinięciem i oceną wdrażania opracowanej wcześniej przez uczelnię strategii. Menedżerem projektu znów został prof. Wójcik. A urząd do monitorowania projektu wytypował... Monikę Kłos. – Ale moja rola ogranicza się jedynie do zbierania podstawowych wskaźników – zaznacza urzędniczka.
Współpraca Wójcika i Kłos zacieśniła się miesiąc po rozstrzygnięciu drugiego konkursu. Dziekan zatrudnił urzędniczkę w swojej katedrze. – Była osobą nieźle orientującą się w projektach unijnych. Chciałem, żeby przeszkoliła moją kadrę – tłumaczy prof. Wójcik. – Dostałem zgodę rektora na zatrudnienie jej na pół roku na półetacie.
– Robię doktorat na temat polityki regionalnej i funduszy na UMCS. Chciałam zobaczyć, jak wygląda to od środka na uczelni – tak Kłos tłumaczy swoje nowe zajęcie. A prof. Wójcik przekonuje: Nigdy nie przyszło mi do głowy, że może to zostać odebrane jako konflikt interesów.
Urzędniczka także nie widzi w tym nic nadzwyczajnego. – Nie oceniałam projektów politechniki i nie decydowałam o przyznaniu pieniędzy na nie – ucina.