Nie wczoraj, jak to zapowiadano, ale dopiero za tydzień rozpocząć ma się strajk włoski w szkołach. Nauczyciele mają już jednak dość związkowych pomysłów. Nie chcą brać udziału w nietrafionym ich zdaniem proteście ZNP, ani wysyłać kartek do ministerstwa, jak proponuje to Solidarność. Czują się zostawieni samym sobie.
– Nie mamy już reprezentantów, którzy mądrze walczyliby o nasze interesy. Związkowcy stracili nasze zaufanie. Są nieudolni. Ich pomysły przekraczają już poziom żenady – uważa anglista z Lublina, który w kwietniu brał udział w ogólnopolskim strajku polegającym na zawieszeniu lekcji. Wierzył, że w ten sposób pedagodzy wywalczą podwyżki. Teraz już na taki obrót sprawy nie liczy.
– To, że jesteśmy pomiatani przez rządzących, mogę sobie jakoś wytłumaczyć. Z tym, że zostaliśmy zdradzeni przez związkowców, nie mogę się jednak pogodzić.
ZNP, organizator wiosennego strajku, zawiesił go po kilkunastu dniach, tuż przed maturami. Zapowiadano wtedy, że jesienią ruszą duże nauczycielskie protesty, być może także z innymi grupami zawodowymi walczącymi o podwyżki. Tak się nie stało. Teraz zapowiedziany na 15 października bezterminowy protest włoski w szkołach w ostatniej chwili przełożono do 22 października. Powodem ma być konieczność przeprowadzenia szerokiej akcji informacyjnej wśród nauczycieli oraz podjęcia stosownej uchwały przez zarząd.
Nauczycielska Solidarność chce w inny sposób walczyć o prawa nauczycieli. Namawia ich do wysyłania kartek do ministra edukacji narodowej z życzeniami spełnienia zobowiązań dotyczących zmiany systemu wynagradzania oraz powiązania ich z pensjami w gospodarce (stażysta miałby otrzymywać 70 proc. przeciętnego wynagrodzenia, kontraktowy – 85 proc, mianowany – 100 proc., a dyplomowany 115 proc., czyli od 3210 do 3817 zł brutto).
– Z takimi głupimi pomysłami nie ma co liczyć, że będziemy przez społeczeństwo traktowani poważnie i z szacunkiem. Te wszystkie „protesty” to działania na poziomie trzylatka – denerwuje się nauczycielka biologii i przyrody w jednej z lubelskich podstawówek. – Na pewno minister przejmie się „życzeniami”, a rząd tym, że ktoś z nas nie będzie prowadził zajęć dodatkowych, czy nie pojedzie na wycieczkę. Na tym stracą nasi uczniowie, a politycy zupełnie tego nie zauważą lub znów zaczną nas publicznie obrzucać błotem.
– Po tym, jak protest włoski został przełożony, staliśmy się już pośmiewiskiem – uważa nauczycielka nauczania początkowego. – Nie odejdę z zawodu, ale odejdę ze związku. Nie będę firmowała go swoim nazwiskiem.
ZNP nie widzi jednak powodów do niezadowolenia. – Protest to akcja długofalowa. Czy zacznie się dziś, czy za miesiąc nie ma tak naprawdę znaczenia. Część nauczycieli już powstrzymuje się od dodatkowych aktywności, część zrobi to za tydzień, a inni być może dopiero za kilka miesięcy – mówi Adam Sosnowski, prezes Okręgu Lubelskiego ZNP. –Pospiech nie jest wskazany. Nie chcemy, żeby nauczyciele narazili się na postępowania dyscyplinarne robiąc coś w niewłaściwy sposób.