Lekarze z jedynego lubelskiego ośrodka leczącego dzieci chore na nowotwory obawiają się likwidacji kliniki w DSK. Wczoraj dostali tylko tymczasowe umowy o pracę.
Rodzice małych pacjentów Dziecięcego Szpitala Klinicznego są przerażeni. - Synek leczy się od siedmiu tygodni - mama małego Jasia zakłada mu czapeczkę i maseczkę na buzię. Właśnie idą na naświetlania. - Jesteśmy zza Chełma. Nie dość, że martwimy się o chore dzieci, to teraz jeszcze o to, gdzie będziemy je leczyć.
Opiekunowie żyją w niepewności od piątku. Wtedy dostali list napisany przez lekarzy z Kliniki Hematoonkologii Dziecięcego Szpitala Klinicznego. Medycy napisali w nim, że dyrekcja DSK nie zgadza się na wycofanie przez nich wypowiedzeń z pracy, które złożyli w ramach walki o podwyżki. - Tym samym dyrekcja wyraziła wolę rozwiązania z nami umowy o pracę z końcem marca.
W zamian DSK proponuje lekarzom umowy na czas określony, do 15 października. - Dyrektor DSK oraz przedstawiciel Uniwersytetu Medycznego poinformowali nas, że warunkiem istnienia kliniki jest poprawa opłacalności prowadzonego przez nas leczenia, czyli bilansowanie naszych przychodów i wydatków - piszą dalej.
Lekarze obawiają się, że w praktyce może to oznaczać likwidację jedynego w regionie specjalistycznego ośrodka leczącego nowotwory oraz pozbycie się lekarzy. Tym bardziej, że leczenie dzieci z nowotworami jest długie i kosztowne. - Podpisaliśmy umowy na czas określony. Co będzie dalej, nie wiem - mówił wczoraj dr Krzysztof Kącki, hematoonkolog z DSK.
Włodzimierz Matysiak, rzecznik uniwersytetu, dementuje informację, że Klinika Hematoonkologii będzie likwidowana. - Umowy okresowe dostaną wszyscy lekarze, którzy złożyli wymówienia podczas protestów - mówi. - Każdy rozsądny menadżer tak by postąpił, nie znając finansowej przyszłości szpitala. To nie jest kara za protesty.