Kiepsko wypadła kontrola w restauracjach z kategorii „luksusowych”, które odwiedziła Inspekcja Handlowa. Inspektorzy zamawiali alkohol i posiłki, a potem dokładnie je badali. W taki sposób sprawdzili 11 lokali w Lubelskiem. Nie było ani jednego, w którym wszystko byłoby w porządku.
Kontrole prowadzone były z zaskoczenia, przedsiębiorcy nie byli o nich uprzedzani. Inspektorzy odwiedzili 11 lokali, głównie przy hotelach. W każdym lokalu prowadzili tzw. zakup kontrolny.
W trzech restauracjach kelnerki nalały za mało alkoholu, a inspektorzy nie zamawiali najtańszej czystej, bo życzyli sobie whisky i tequili. W dwóch lokalach danie ważyło mniej niż powinno, w obu przypadkach chodziło o pieczonego pstrąga.
Zwykły klient pewnie niczego by nie zauważył, ale inspektorzy przyszli z urządzeniami pomiarowymi. Efekt? Wobec kucharza, kucharki i trzech kelnerek skierowano do sądu wnioski o ukaranie za to, co w Kodeksie wykroczeń opisano następująco: „Kto przy sprzedaży towaru lub świadczeniu usług oszukuje nabywcę co do ilości, wagi (…) podlega karze aresztu, ograniczenia wolności albo grzywny”.
Kolejne kary posypały się za niewłaściwe oznakowanie produktów. Na przykład w pięciu lokalach nie można było znaleźć informacji o alergenach, w sześciu restauracjach wykaz składników był niepełny, zaś w pięciu lokalach nie było go wcale. Jeden z lokali został przyłapany na tym, że napój z czarnej porzeczki sprzedawał jako sok.
– Nie okazano żadnych dokumentów potwierdzających zakup „soku z czarnej porzeczki”, natomiast przedłożono dowody dostaw na „napój z czarnej porzeczki” – czytamy w sprawozdaniu z kontroli.
Dość wstydliwą wpadkę zaliczyła restauracja oferująca „Pierogi z cielęciną i grzybami”. Próbka jej pierogów została wysłana do laboratorium Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów. A tam okazało się, że w farszu jest… „DNA świni”, czyli mięso wieprzowe, którym kucharze zastąpili znacznie droższą cielęcinę. Do laboratorium – aż do Olsztyna – wysłano również eskalopki cielęce smażone na maśle, grillowany stek wołowy, a także sery i miód. Zastrzeżeń nie było.
Żadna z badanych restauracji nie używała do smażenia starego tłuszczu, w żadnej kuchni produkty mrożone nie udawały świeżych, chociaż do świeżości było sporo zastrzeżeń. Inspektorzy sprawdzili terminy przydatności 126 partii towaru i okazało się, że co trzecia jest przeterminowana. Za to do tego, co było świeże, uwag nie było.