Marne są szanse na to, że znikną korki spowodowane pracą sygnalizacji u zbiegu ul. Narutowicza, Głębokiej, Nadbystrzyckiej i Muzycznej. – Mamy małe pole manewru – mówią miejscy urzędnicy i tłumaczą, że... światła muszą tak działać
Zatory tworzą się od soboty, gdy włączono nową sygnalizację. Komplikuje ona przejazd od politechniki w stronę Victorii i na odwrót. Do niedawna zielone światło paliło się równocześnie dla jadących z Narutowicza i z Nadbystrzyckiej, a skręcający w lewo musieli przepuścić jadących na wprost. Teraz zielone światło zapala się najpierw dla jednej ulicy, a później dla drugiej.
– Zgodnie z obowiązującymi przepisami nie powinniśmy dawać sygnału zielonego dla dwóch kolizyjnych względem siebie relacji – stwierdza Karol Kieliszek z Urzędu Miasta. – Chodzi o to, że wydzielono lewoskręt z ul. Narutowicza w Muzyczną. To sprawiło, że gdyby oba podporządkowane wloty tego skrzyżowania otrzymały naraz sygnał zielony, to pojazd wyjeżdżający z Nadbystrzyckiej w lewo, w Głęboką jest na narażony na kolizję z wyjeżdżającymi z ul. Narutowicza. A nie powinien być.
Choć po zmianach oznakowania radykalnie zmniejszyła się przepustowość skrzyżowania, to Ratusz tłumaczy, że wszystko jest winą... przepisów. – Wymagane przepisami bezpieczeństwo nie idzie w parze z oczekiwaną przez kierowców przepustowością – przyznaje Kieliszek i nie daje zbyt dużych nadziei na poprawę płynności ruchu. – Staramy się znaleźć rozwiązanie, ale mamy małe pole manewru – zastrzega.
Według miejskich urzędników w grę wchodzi tylko zmiana długości nadawania zielonego sygnału dla poszczególnych ulic.