Rozmowa z Krystyną Sienkiewicz, aktorką.
• Przyjeżdża pani do Lublina z nowym spektaklem.
• Ci, którzy przychodzą na spektakl z pani udziałem to ludzie, którzy panią bardzo cenią i lubią.
– To daje satysfakcję, choć oczywiście czasem zdarzy się jakieś bzdurne pisanie na mój temat w którejś z tzw. kolorówek. Ale nie przejmuję się tym i nie daję się wciągnąć w jakieś historie. Wyniosłam z domu dobre wychowanie, staram się korzystać z życia ładnie i szlachetnie.
• Ma pani czas wypełniony pracą i udziałem w coraz nowych spektaklach?
– To prawda. A jeśli mam trochę wolnego czasu to maluję i piszę. Skończyłam Akademię Sztuk Pięknych i malarstwo jest wciąż obecne w moim życiu. Prószyński i S-ka wyda moją książkę pt "Cacko”. To będzie o mnie, o wyobraźni. O tym, co lubię.
• Czy jest pani aktorsko spełniona?
– Musiałabym być mocno zarozumiała, żeby tak powiedzieć. Myślę dziś, że chyba do filmu miałam "zezowate szczęście”, a może film za mało o mnie pamiętał, choć mam na swoim koncie kilka ról, o których teraz można powiedzieć "kultowe”. Jednak nie jesteśmy dyrektorami własnego losu i nie mogę mieć o to pretensji. Dziś chciałabym mieć więcej czasu, mam wciąż wielki apetyt na życie. Jestem jednak z tych, którzy bez względu na upływ czasu przechodzą przez to życie z zadartą głową, a nie z zadartym nosem.
• Proszę opowiedzieć o sztuce, w której panią zobaczymy. Wiem, że nie schodzi pani ze sceny
– To wyjątkowo śliczna rzecz, skłaniająca do głębszej refleksji, do przemyśleń. Robię tam niezłą zawieruchę. To spektakl jak życie, o problemach starszych kobiet i wzruszający, i śmieszny.
• Ile jest osobistej inspiracji w tej roli?
– Osobiste inspiracje – cóż, jak przez ucho igielne zawsze trzeba przewlec rolę przez siebie, dać swoją osobowość i fizyczność – to konieczny mariaż. Ale też zwykle muszę puścić trochę świecy dymnej, żeby całkiem się nie obnażyć.