Ksiądz z Lublina został skazany za prowadzenie samochodu po pijanemu. Sąd wymierzył mu karę pozbawienia wolności w zawieszeniu. Duchowny będzie również musiał zapłacić blisko 10 tys. zł.
Sprawę rozstrzygnął w poniedziałek Sąd Rejonowy Lublin-Zachód. Uznał, że ksiądz prowadził swoje audi, mając ponad 2 promile alkoholu w organizmie.
– Oskarżony miał pełną świadomość, że jest nietrzeźwy. Mimo to zdecydował się na jazdę samochodem – przypomniał uzasadniając wyrok sędzia Wojciech Wolski. – Przejechał kilka kilometrów ul. Filaretów i Zana, aż do ul. Skierki. To ulice o znacznym natężeniu ruchu.
Duchowny został za to skazany na 8 miesięcy wiezienia. Ponieważ nie był dotychczas karany, sąd zawiesił wykonanie kary na 2 lata. 54-letni duchowny będzie musiał również zapłacić tysiąc złotych grzywny, wpłacić 5 tys. zł na fundusz pomocy postpenitencjarnej oraz pokryć koszty procesu. W sumie ma do zapłacenia prawie 10 tys. zł. Do tego należy doliczyć trzyletni zakaz prowadzenia pojazdów.
Sprawa dotyczyła wydarzeń z lutego 2016r. Duchowny wyjechał wówczas z ul. Radości na ul. Filaretów, wprost przed nadjeżdżające auto. Samochodem tym podróżował Piotr W. z Lublina. Mężczyzna jechał z żoną i z dziećmi. Ledwo uniknął zderzenia.
– Kierowca audi wjechał mi przed maskę, musiałem uciekać na lewy pas – relacjonował w sądzie Piotr W.
Mężczyzna jechał później ul. Zana. Widział w lusterku audi, poruszające się „wężykiem”. Piotr W. pojechał więc za tym autem. Tak dotarł na ul. Skierki. Tam kierowca audi wszedł do budynku miejscowej plebanii.
Po chwili na miejsce dotarli policjanci, wezwani przez Piotra W. Dopiero po dłuższej chwili otworzyła im gospodyni. Przekonywała, że ksiądz jest nieobecny. Duchowny wreszcie zszedł do mundurowych. Świadek rozpoznał w nim kierowcę audi. Ksiądz był pod wyraźnym wpływem alkoholu.
– Biegły wykluczył, by oskarżony pił alkohol dopiero po zakończeniu jazdy samochodem – przypomniał sędzia Wolski.
Duchowny przekonywał, że to nie on prowadził auto, a jego siostrzeniec. Już podczas procesu, do prowadzenia samochodu przyznał się kolega księdza. Obaj są do siebie nieco podobni. Świadkowie byli jednak przekonani, że feralnego dnia to oskarżony siedział za kierownicą audi. Sąd uznał, że historie opowiadane przez świadków obrony są niespójne i niewiarygodne. Wyrok nie jest prawomocny.