Dwie kilkusetosobowe kolejki do budynków Urzędu Miejskiego tarasowały wczoraj lubelski deptak. – Przypomina to kolejki po pomarańcze z lat osiemdziesiątych – komentowali mieszkańcy. Tak rozpoczął się w Lublinie nabór kandydatów na rachmistrzów.
– W naszym województwie potrzebujemy 11 tysięcy rachmistrzów spisowych. Powinniśmy przyjmować przede wszystkim bezrobotnych – uważa Jacek Gallant, dyrektor Wojewódzkiego Urzędu Pracy w Lublinie.
Inaczej sprawę widzi zastępca gminnego komisarza spisowego w Lublinie Ryszard Gajewski. – Spis musi być bardzo rzetelnie przeprowadzony, dlatego nie ukrywamy, że na stanowiska rachmistrzów wolelibyśmy studentów – podkreśla R. Gajewski. – To młodzi, dynamiczni ludzie, którzy mają pewien poziom wiedzy i na co dzień borykają się z trudnymi zadaniami. Lecz to nie znaczy, że bez szansy będą ludzie tylko z maturą, bezrobotni czy emeryci.
Tymczasem wielu chętnych na rachmistrzów obawia się, że urzędnicy sami zajmują miejsce rachmistrzów lub przyjmą swoich kolegów lub rodziny. Przykładem jest Zamość, gdzie dla miejskich urzędników już zarezerwowano do 50 z 300 miejsc rachmistrzów. – Pracownicy urzędu włożyli do tej pory sporo pracy w przygotowania do spisu. Dlatego zasłużyli na to, by zostać rachmistrzami. Spisem będą zajmować się po godzinach pracy w urzędzie – tłumaczy Krzysztof Ziemiński, sekretarz w zamojskim Urzędzie Miasta.
Zamiar zatrudnienia urzędników wzbudza sprzeciw bezrobotnych, którzy oburzeni dzwonią do Dziennika. – U nas nie ma takiej możliwości – zapewnia Barbara Daniluk z wydziału organizacyjnego Urzędu Miasta w Lublinie. – Przyjmujemy przede wszystkim bezrobotnych i studentów.